W jednym zdaniu - jak gdy nic już do stracenia, to życie już tak niewiele warte, genialnie w imię ideałów spożytkować, by pamięć pozostała i honor został uratowany. Trochę lat od premiery The Life of David Gale minęło i z tej perspektywy ponad dekady, kilka zdań refleksji wokół obrazu Alana Parkera skreślę. Rzecz pierwsza to obsada, gdzie na pierwszym planie otrzaskany już od lat Kevin Spacey koncert rzemiosła daje, a wtórują mu równie wybornie, ówcześnie podwaliny pod dzisiejszy status kładąca Kate Winslet i wyrazista niezmiernie Laura Linney. Dwa to warsztat reżyserski weterana Parkera - profesjonalny, stonowany bez spektakularnych fajerwerków ale też unikający dzięki tej strategii przerostu formy nad treścią. A treść tutaj przecież istotą nadrzędną, historia błyskotliwie skrojona i od początku ton całości nadającą. Inteligentnie spisana fabuła kontrowersyjną tematykę zupełnie zaskakująco podejmuje. Kara śmierci to wbrew pozorom żadne najlepsze z najgorszych rozwiązanie - wybór zero jedynkowy zbytnio licznymi wadami obciążony? Jednakowoż sam najsurowszy sposób penalizacji nie jest tu osią, nią akurat dwie kwestie się zdają. Mianowicie sam system sprawiedliwości równie ślepy w dosłownym znaczeniu jak przerdzewiały ludzkimi uprzedzeniami czy zbyt radykalnym światopoglądem. Na drugim biegunie pasja tych co są gotowi ponieść najwyższą ofiarę by udowodnić ułomność systemu i spróbować otworzyć oczy społeczeństwu by zamiast żądzy krwi i zemsty innych bardziej cywilizowanych rozwiązań w zakresie sprawiedliwości szukali. Łatwo mówić, pytanie tylko podstawowe jakbyśmy zareagowali gdyby życie nas zbrodnią wobec najbliższych naznaczyło. Kto wtedy myśli racjonalnie? :( Parker w skomplikowaną grę nas wprowadza, kreśli ścieżki, sugeruje tropy i na koniec w sporym stopniu zaskakuje. Czegóż chcieć więcej od zacnego dramatu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz