Zabawa
w kotka i myszkę, znaczy Tom i Jerry tylko zamiast w formie kreskówkowej to w
fabularnej. Myszka gra kotku na nosie, zawsze o krok przed kotkiem. I kiedy
kotek już przekonany, że myszkę dopadnie to ten gryzoń fartownym zbiegiem
okoliczności, instynktem, a może przebiegłością i inteligencją kotka w pole
wyprowadza. Jednak kotek cierpliwy, kotek metodyczny, a myszka tak pewna
siebie, że łapka się jej w końcu podwija i myszka kotku w pazurkach ląduje.
Tyle, że ta długotrwała zabawa relacje pomiędzy bohaterami zmienia. Kotek
już nie jest wyłącznie myśliwym, a myszka szkodnikiem. Kocurek sympatią i
wyrozumiałością do myszki zaczyna pałać, a myszka więź tą na skutek empatii
powstałą akceptuje. Tym sposobem z wrogów kamratami się stają, a bogate
wydarzenia z przeszłości bardzo solidnym spoiwem tej przyjaźni. :) Taką
„bajeczkę” na faktach Spielberg sprzedaję, na pozór banalną i naciąganą, łatwą
i przyjemną w odbiorze, w lekkiej formie zamkniętą. Jednako w tym rozrywkowym kinie
sporo do odkrycia, gdy wśród niezobowiązującej dobrej zabawy zauważy się bogatą
psychologiczną czy socjologiczną warstwę. W komedii dramat i dramat w komedii.
Technicznie jak to mistrz Spielberg zdążył przyzwyczaić bez zarzutu, z warsztatem
kompletnym w formule hollywoodzkiej super produkcji. I gdyby jeszcze prócz tej
szablonowej poprawności odrobinę niekonwencjonalnych rozwiązań przemycić to
obraz świeżości by nabrał, a tak to tylko i wyłącznie kolejną produkcję z markowej linii made in Spielberg otrzymałem. Ikona podjada swój ogonek już od czasu
jakiegoś. ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz