niedziela, 19 października 2014

2001: A Space Odyssey / 2001: Odyseja kosmiczna (1968) - Stanley Kubrick




Kubrick w nadęciu się zatracił – symfonię dźwięku i obrazu stworzył, bez granic, bez kompromisów z pełną premedytacją pogwałcił niemal wszelkie w ówczesnym kinie funkcjonujące zasady. Półgodzinne preludium, a potem cyklicznie przeplatające się sekwencje w miarę konwencjonalnej formy z poetyckimi czy transowymi obrazami. Skupił się na detalach, efektach prostych, lecz innowacyjnych, sztuczkach operatorskich, takich popisach czysto technicznej lanserki - na równi z intelektualną zagadką monolitu, będących osią produkcji. Klei zawzięcie te odsłony, nadyma formę z pełną powagą i przesadza niestety. Ale Kubrick to przecież czysta awangarda, można go nie rozumieć, a lubić (lans), można rozumieć i nie lubić (przekora), można nie chcieć zrozumieć by nadal lubić, można chcieć zrozumieć by przestać lubić i oczywiście rozumieć i lubić, co jest rzadkie w rzeczywistości, a częste w przypadku budowania własnego intelektualnego wizerunku. Ja w przypadku Odysei NADAL nie potrafię się zdecydować, której opcji jestem przykładem. :)

P.S. Skomplikowany charakter zdania o lubieniu, nawet w części nie sięga poziomu zagmatwania Odysei.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj