Czy
jak wszyscy wokół co na kinie się znają twierdzą, że to dzieło i klasyk
bezdyskusyjnie, to ja mimo pewnych wątpliwości też taką na zewnątrz ocenę mam prezentować?
Może rozsądek powinienem zachować i zamiast poddać się tej przesadnie
dominującej tendencji, dać do zrozumienia w formie konstruktywnej krytyki, co mi
w tym "łowcy" nie gra? Pytania retoryczne, bo jak z czymś nie do końca się
zgadzam to pod prąd nie mam obaw płynąć. ;) Tym bardziej, że w tym konkretnym
przypadku moja percepcja obrazu Michaela Cimino wcale nie tak zupełnie odległa
od tej przez koneserów prezentowanej. Zwyczajnie uważam przede wszystkim, że ta
epickość formy w trzygodzinnej projekcji zamknięta nie do końca z bezpośrednią
brutalnością i surowością przekazu się zazębia. Ta bogata wizualnie, sugestywna
i zawierająca w sobie masę istotnych detali scena weselna zbytnio czasowo
rozwlekła, a kontrastowe przejście z polowania do działań wojennych zbyt
gwałtowne. Sam konflikt pokazany nader jednowymiarowo, a ocena jego stron nad
wyraz tendencyjna. Psychologiczny rys postaci nazbyt jaskrawy, a metafora
ślepego losu w rosyjskiej ruletce zawarta, zbyt obfitą ilością krwi zbryzgana. Szkoda, bo materiał był bardzo dobrej jakości, niestety krawiec tnąc go
zamaszystymi ruchami nieco źle spasowaną odzież uszył. W niej klient może nie wygląda
groteskowo, jednak brakuje mu szyku i elegancji. Wiem, rozumiem zamiary,
doceniam zaangażowanie i pracę w uzyskany efekt włożoną, ale wciąż mimo chęci
nie jestem w stanie do takiego kroju się przekonać. To chyba chodzi o gust, a o
nim to się podobno nie dyskutuje. :)
P.S.
Do formy mam zastrzeżenia, żadnych natomiast do kreacji tych wszystkich
współcześnie aktorskich ikon. Klasa najwyższa i kropka!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz