Na
starcie deklaracja. Nie kręcą mnie jakoś wyjątkowo te wszystkie fikuśne
gadżety, chociaż ipod mym najlepszym przyjacielem! :) Dalej już nie o mnie, a
tylko i wyłącznie o Jobsie, znaczy o wrażeniu, jakie film zrobił. Ono bardzo
przyzwoite, a nawet więcej ono bardzo dobre, bo otrzymałem więcej niźli by chłodne
recenzje zapowiadały. Fajnie się oglądało, tak bezkolizyjnie, a tego zasługa w
ciekawie potraktowanym kluczowym wątku psychologicznym, relacji międzyludzkich
w kontrze do interesów. Wielki biznes, potężne korporacje, ogromna kasa,
zakulisowe bezwzględne rozgrywki i ten główny bohater! Jobs - żaden półbóg bez słabostek jakichkolwiek, tylko człowiek z krwi i kości, z równym udziałem wad i zalet
jego osobowość konstytuujących. Geniusz pełen pasji, która w obsesje się
przeradzając tworzyła i niszczyła. Utalentowany entuzjasta z wiedzą i energią, ale i despotyczny, pozbawiony sentymentów skurwiel. Zdeterminowany i zmotywowany
pasją kreacji nowej jakości, nie samym pieniądzem. Podsumowując, w jednym zdaniu - amerykański sen się spełnił, a typowo jankeski patos na koniec nieco wrażenie popsuł. To o postaci i filmie. :) Tyle!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz