piątek, 3 października 2014

Black Country Communion - 2 (2011)




Ekspresowe tempo nagrywania albumów to cecha krótkotrwałej egzystencji Black Country Communion. Trzy lata, trzy pełnowymiarowe krążki. W niecały rok po premierze debiutu Hughes, Bonamassa, Sherinian i Bonham junior dwójką dosłownie uraczyli. I od wejścia The Outsider czuć, że wigoru to tym weteranom nie brakuje, a koncepcja gęstej wydawniczej aktywności w tej konstelacji personalnej jak najbardziej trafiona. Hard rock w klasycznym ujęciu, taki najlepszej próby, a różnica na korzyść wtórnego uderzenia pomiędzy jedynką, a dwójką to więcej hard rocka w hard rocku zamiast znaczna szczypta bluesa w hard rocku. Mniej rozimprowizowanych odlotów czy w progresywnej niemal manierze rozwijanych tematów. Struktura kompozycji jawi się jako bardziej zwarta, a popisy robią wrażenie w dużym stopniu zdyscyplinowanych. Wyraźnie też zauważalny udział w liniach wokalnych Joe Bonamassy, choć rzecz jasna nadal dominuje ponad sześćdziesięcioletni hipis w rurkach, wzorzystych koszulach i „secondhandowych” marynarach. :) To przyjemność ogromna z obcowania z muzyką, w której słyszalne doświadczenie wraz z entuzjazmem skorelowane. Dzięki takiemu mariażowi otrzymałem wspaniałą porcję rockowej klasycznie skrojonej dla uszu uciechy. Jest w niej elegancki majestat, jest szczeniacka pasja, jest subtelna gracja i skondensowana żywiołowa dynamika. Jest wszystko to co najlepsze we wzorcowo zdefiniowanym hard rocku plus coś ponadto. Zamknięcie płyty w postaci dzieła wybitnego, perełki wśród ballad. Cold stawiam na równi z Stairway to Heaven, When Blind Man Cries i kilkoma jeszcze innymi ikonicznymi tworami kompozycyjnej maestrii. To żaden na wyrost entuzjazm, to jak najbardziej uzasadniony zachwyt i odpowiednie towarzystwo dla tego klejnotu. I kiedy już pewny byłem, że najbliższe lata w klasycznym rocku pod dyktando BCC przebiegać będą, Afterglow dyskografię grupy zamknęło. Bonamassa powiedział na razie, a w praktycznym wymiarze oznaczało to zakończenie działalności formacji. Przykro mi bardzo! :(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj