Kamera za głównym bohaterem stale podąża,
perspektywa na nim skupiona, a w tle symbolicznie rozmyte okrucieństwo zmasowane i znieczulica wszechogarniająca, tak bardzo sugestywna, że po kilkudziesięciu
minutach widz sam przestaje być wrażliwy na bestialstwo i sadyzm nazistów oraz
cierpienie wszelakich ofiar. Obraz z jednej strony poprzez skrajny autentyzm
wstrząsający, z drugiej jednocześnie za sprawą surowej narracji, między innymi także braku
muzycznej osnowy pozbawiony emocji w sensie artystycznym. Zapadnie mi w pamięć
niewątpliwie, mój ciężki oddech podczas seansu świadczył o sile jego
oddziaływania, lecz absolutnie szybko do niego nie powrócę, bo to rodzaj
tortury jakiej nie mam sobie ochoty zadawać po raz kolejny. Doceniam zamysł
twórców i sposób realizacji mimo, że nie uważam by Syn Szawła był obrazem w
pełni zasługującym na przyznawane laury. Zastanawia mnie teraz, zadaję sobie
pytanie, czym kierowali się członkowie Amerykańskiej Akademii Filmowej
przyznając mu tegoroczną statuetkę. Mam taką teorię o spiskowym pochodzeniu, że
to był Oscar szczególnie polityczny w kontekście współczesnej nacjonalistycznej węgierskiej, jeszcze wciąż względnie miękkiej dyktatury.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz