Iluzja od wieków wciąż zachwyt wzbudza - wizualna magia
nawet kiedy podszyta świadomością fałszu ma w sobie zawsze coś intrygującego,
jest w obliczu dorosłości powrotem do dzieciństwa i świata bajek, w których to
wyobraźnia granice możliwości wyznaczała. A że ona niemal nieograniczona, to i
specjaliści od sztuczek przy użyciu dorobku nauki i technologicznych gadżetów
przekraczają kolejne bariery dokonując „cudów”. Kiedyś ze scen teatralnych,
teraz z ekranów telewizorów zmuszają widza do intelektualnego wysiłku w
rozgryzaniu sztuczek, zaglądania ukradkiem za kulisy by poznać tajemnice
skrywające się za widowiskową fasadą. Być nagradzanym burzą oklasków, stać się
bożyszczem tłumów, to zapewne marzenie
niejednego dzieciaka. Niewielu jednak to marzenie spełnia, bo to baśniowe
oblicze zbyt gwałtownie konfrontuje się z poświęceniem jakiego trzeba
doświadczyć, by najwyższy poziom w rzemiośle iluzjonisty osiągnąć. Tylko
jednostki wytrwałe, cierpliwe i niesłychanie ambitne mają realne szanse na sukces. One jednak w tym pędzie często popadają w obsesje,
tracąc kontrolę i o tym Nolan ciekawie opowiada. Pojedynek dwóch indywidualności kreuje, bohaterów ogarniętych podobną obsesją, która do zawodowej perfekcji i dramatu ich prowadzi. Scenariusz to przede wszystkim zagadka ekscytująca, z pasją
odkrywana poprzez zrzucanie kolejnych zasłon, z apetycznym twistem który jak to często w kinowej formule, gdzie z gruntu zaskoczenie rządzi nie jest li tylko długo wyczekiwaną niewiarygodną i niestety rozczarowująco pustą emocjonalnie kulminacją. Tutaj akurat wyjątkowo szczęśliwie emocje są gęste, a sam twist nie świadczy wyłącznie o atrakcyjności produkcji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz