Przypadkiem z morza nowych tytułów Radiator został
wyłowiony, po jedynie szczątkowym zapoznaniu się z tematem oraz co istotą
zainteresowania, przywołaniu w promocji tytułów, które w mojej ocenie szczytów
filmowej sztuki sięgają. Zachęta na tyle skuteczna była, że kilka innych
obrazów oczekujących Radiator przeskoczył i w zaledwie dwa dni po zaistnieniu w
mej świadomości, zagościł na ekranie. To kameralny dramat w większości w
czterech ścianach się rozgrywający – autentyczny i dojrzały na podstawie jak
wyczytałem osobistych doświadczeń reżysera. Z trzema głównymi postaciami i masą
głębokich, pastelowych emocji - zdziwaczały, zgorzkniały starzec (ojciec),
usłużna, cierpliwa staruszka (matka) i syn wyrwany z własnego życia, postawiony
w obliczu wyzwania jakim opieka nad rodzicami. Pośród starych pokrytych kurzem
przedmiotów z historią opowieść się rozgrywa - stert książek, skrzypiących drzwi i schodów, zamglonych
okien, takiego w ogólności przygnębiającego bałaganu. Romantyczna poniekąd sielanka
małomiasteczkowej senności przełamana zostaje mrokiem spostrzegania rzeczywistości oczami
starca. Jest w tym jakieś piękno trudno definiowalne, może związane ze
spokojem, brakiem gonitwy, ale i strach odczuwalny przed bezcelowością
istnienia i oczekiwaniem na ostateczny koniec. Bo nic wyjątkowego się nie
zdarzy, żaden nowy etap nie zaistnieje, wszystko za, a przed już nic. Kino
pozbawione atrakcyjności czysto rozrywkowej, skupiające się przede wszystkim na wnikliwej refleksji. Może nie sięgające poziomu dzieła, jednak bardzo wartościowe
z punktu widzenia zdobywania doświadczeń życiowych i pokory wobec starości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz