W momencie ukazania się na
rynku czwartej płyty łódzkiej formacji (bez tytułu - ale brawura ;)) mocno podkreślano
zmiany stylistyczne, które jakoby zaszły w dźwiękowym obliczu grupy. Tyle że odnoszę wrażenie, iż bardziej niż rzeczywisty jej charakter istotny wpływ na takie spostrzeganie zawartości „czerwonego
albumu” miała przede wszystkim chwilę wcześniej nagrana, dość eksperymentalna, zdecydowanie ryzykowna solowa płyta
Roguckiego. Nie znaczy to jednakowoż, iż żadnych zmian nie dostrzegam, one są, tyle że w znaczeniu formalnym w stopniu ilościowym, mniej jakościowym. W
stosunku do rozbuchanej, nazbyt obszernej czasowo Hipertrofii, kompozycje i
całość zamknięte zostały w bardziej zwięzłych formach, nie pozbawionych
jednako cech charakterystycznych dla stylu Comy. Bo oto jest na równi
chwytliwie i ambitnie, czasem konkretnie „na ostro” na fundamencie wyeksponowanego basu i rwanych
riffów, jak i melancholijnie, tak wyraźnie pod względem lirycznym refleksyjnie.
Może jedynie od tego szablonu odstaje singlowy Na pół o wpływach „blendersowych” z tym firmowym dla zapomnianych już gości od Czarnego ciągnika
chórkiem. :) Ale to tylko jedna taka wycieczka w stronę list przebojów dla "popowego" rocka, która pomimo istotnie radiowego charakteru jest ciekawym
urozmaiceniem i idealnie sprawdza się jako towarzysz samochodowych podróży.
Ogólnie w moim przekonaniu, z mojego doświadczenia wiem, iż cały krążek
kapitalnie odnajduje się podczas dojazdu i powrotu z pracy i jest mimo, iż pod
względem tekstowym gorzką diagnozą nędznej kondycji współczesnego polskiego
społeczeństwa, to muzycznie daje pozytywnego kopa. To sprzeczność i może powód
by czepiać się, że niby nonsensy wypisuję, ale nie uciekam przed subiektywnym
odbiorem dźwięków i nie sugeruję się cudzymi odczuciami, tylko polegam na
własnym (może osobliwym?) spostrzeganiu tej materii. Ona może na albumie z
2011 roku mniej skomplikowana, silniej inspirowana bezpośrednim odreagowaniem, po nieco nazbyt nasączonej megalomanią poprzedniczce, ale nadal do bólu charakterystyczna
dla maniery zarówno instrumentalnej jak i tej tekstowej, posądzanego niesłusznie o
grafomanię Roguca.
P.S.
Dopiero z perspektywy ostatniego wydawnictwa zespołu słychać, że wolty na
Czerwonym albumie to absolutnie jeszcze nie było.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz