Swego
czasu Meridional ochoczo katowałem i nawet ta religijna etykietka, jaką grupa posiada nie odpychała, gdy zwyczajnie sama muzyka wystarczająco intensywnie
ciekawiła. Trzy lata później kolejny ich album już podobnej Meridional sympatii
nie zdołał zaskarbić, stąd Polar Similar świadomie pominąłem. Teraz jednak
skuszony rekomendacją, ze sporym czasowym poślizgiem sprawdziłem czy goście się
zrehabilitowali, a może i moja ówczesna ocena Wrongdoers była niesprawiedliwa.
O tym przy innej okazji, bo oczywiście pomiędzy odsłuchami nowej produkcji, nie
omieszkałem kilkukrotnie krążka z 2013-tego roku odsłuchać. Zatem! Z inspiracji
pewnym tegorocznym muzycznym podsumowaniem postanowiłem koniec końców sięgnąć
po najnowszy album Amerykanów i mam cholera mieszane odczucia, nie mylić z
pomieszane w uczuciach. To bez wątpienia bardzo dobry materiał, jeśli brać
pod uwagę rejony gdzie spotykają się chwytliwy metalcore z surowym hardcorem i
ambitnym mathcorem. Tam właśnie Norma Jean swoje poletko znalazła i
zdecydowanie wykonując solidną pracę pozwoliła. by plon był urodzajny. Numery
kipią od pomysłów i są doskonale przemyślane, a proporcje pomiędzy przebojowym
potencjałem wynikającym z nośnych refrenów i melodyjnych fraz, a progresywnym
zacięciem by wielowątkowość w struktury wprowadzać są po aptekarsku zważone.
Materiał brzmi odpowiednio masywnie, jest w nim sporo brudu i energetycznej
żywiołowości, a tempa zróżnicowane, połamane rytmy nie pozwalają na pojawianie
się uczucia obcowania z typowym miałkim, bo schematycznym graniem dla bardziej
niż przeciętnie zbuntowanej nastoletniej publiczności. Ja człowiek już wiekowo
dojrzały, który na dźwiękowym gruzie zęby sobie już niejednokrotnie nakruszył i jednocześnie osoba posiadająca alergię na przesłodzone zasiewy wplatane bez opamiętania w ciężką
gitarową masę nie odczułem, by ta typowo po amerykańsku młodzieżowa maniera
wokalna frontmana całkowicie popsuła frapujący wymiar instrumentalny. I tutaj
jest właśnie to istotne „ale”, finalne odczucia czyniące mieszanymi. Nie
popsuła intrygującego posmaku całkowicie, jednakże siedzi we mnie tak mocno
zakorzeniona niechęć do barw głosu podobnych tym jakim dysponuje przykładowo Chester Bennington, ze swego czasu mega popularnego
i przereklamowanego Linkin Park, że na dłuższą metę ta cecha nie pozwala mi się
cieszyć z obcowania z numerami Normy. Jako urozmaicenie, sporadycznie tak, lecz
nie ma takiej opcji, przynajmniej na razie by grupa zyskała taka sympatię, jaką
darzę przykładowo Protest The Hero. Niby to zbieżne rejony gatunkowe i w
praktycznym wymiarze podobne granie, ale wokalnie to już bajki zupełnie inne.
Wiem że to taki detal, urastający w moim przypadku niemal do wymiarów obsesji,
ale nie jestem w stanie przejść obok niego zachowując względny dystans.
Doceniam w kompozycjach Normy Jean wiele aspektów i drażni mnie ten jeden! To
odwrotnie proporcjonalnie do ogólnie spostrzeganego metalcore’a - wiem, że on jako trend już jakiś czas temu
sczezł, dokonując żywota nie tylko dla mnie, ale najlepsi w tym Norma Jean,
mimo że już nie na pierwszym planie to na szczęście przetrwali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz