Informuje, iż dojrzałem do stosownego, tudzież właściwego oświadczenia. Zatem już, już
prędko, idąc za odczuciem z początku kwietnia 2018 roku, deklaruje co
następuje. Dead Again to n-a-j-l-e-p-s-z-y krążek Type O Negative, jaki ever
ekipa stalowego Piotrusia nagrała! Piszę to z pełną świadomością, pamiętając w
dodatku znakomicie z jaką dezaprobatą wówczas, gdy pojawiał się na rynku go
przyjmowałem. Na usprawiedliwienie mam tylko fakt, iż wtedy byłem zajęty innymi
gatunkowymi niszami, zmęczony i negatywnie nastawiony do ciemnozielonej stylistyki. Stąd nawet nie
bardzo miałem ochotę w szczegóły proponowane przez Type O na krążku z Rasputinem się zagłębiać. Zignorowałem
przeto Dead Again (posypuje głowę popiołem) i ekipę Steela na prawie dekadę w
kąt dorzuciłem. Wychodząc jednako z założenia, że nigdy nie jest za późno na
zmianę przekonań, nie mam rzecz jasna nawet odrobiny kłopotu z tym, aby przyznać się
do grzechu zaniechania. Niby Dead Again to coś po linii Life is Killing Me,
ale lepiej, bardziej autentycznie, z większą pasją i głębszym wyczuciem materii. Co
zaskakuje tym mocniej, że okoliczności powstania krążka specyficzne, stan ducha
lidera oświecony i ogólna w nim uduchowiona w kierunku wiary wibracja. Co ja jednak tam wiem o iluminacji - oczu otwarciu na
byt metafizyczny. Miał Piotr Ratajczyk prawo zmienić perspektywę
spostrzegania, wprowadzić korektę do trajektorii własnego odlotu. Ale to
kulisy, a bądźmy szczerzy, kogo prócz tropicieli sensacji obchodzi to co za
kurtyną? Kiedy fajna jest scena, przyciągająca uwagę fasada, w tym przypadku
efekt finalny ostatniej jak się okazało płyty brooklynczyków. Wybornie
zróżnicowanej, eklektycznej używając intelektualnej nomenklatury. Jednocześnie
ognistej i zadumanej - chwytliwej i epickiej - surowej i bogatej -
bezpośredniej i ambitnej. Zaskakująco świeżej, z kapitalnymi wokalami nieodżałowanego
Steela. Niczym testament pozostawiony potomnym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz