Nowe stylistyczne muzyczno-graficzne otwarcie, świeży świetny gardłowy, odważna droga dystrybucji, czyli uzasadniona
nadzieja w tym miejscu, w którym wydawałoby się, że już nie ma szans na zmartwychwstanie.
Ja bowiem byłem na bank przekonany, że Corruption umarło, a truchło pokrył południowy
pył. I nawet jeśli w rzeczywistości w grobie nie zalegli, to na pewno przez ostatnie lata nic
dobrego w zespole się nie działo. Ciągłe rotacje personalne, żadnego ożywczego ruchu, brak siły, zapewne entuzjazmu w sercu Anioła. Poprzedni album był poprawny,
ale skrojone według tego przepisu, który nie miał szans na większe powodzenie.
Corruption we współczesnych realiach praktycznie zaniemógł, stając się reliktem
poprzedniej epoki, nie zauważając, że obecnie kopiowanie BLS i zabawy z westernowymi
wstawkami stały się niewystarczająco atrakcyjne dla southern-rockowo-metalowego słuchacza,
który intensywnie ekscytuje się nową krwią w tym gatunku. Dlatego kiedy zerkam
teraz na kopertę krążka, słucham brawurowo zagranej, ciężkiej, soczystej i
bujającej konkretnie dźwiękowej zawartości Spleen autentycznie jestem
zaskoczony i pobudzony. Czuję wyraźnie tą krzepiącą zmianę i nową energię, paradoksalnie
w najbardziej posępnym i poważnym materiale od lat. I chociaż mam przekonanie,
że kariery grupy Spleen też nie rozbuja, to wiem, iż ze stagnacji chociaż na
chwilę wyrwie, a na pewno większej satysfakcji muzykom dostarczy już przez
fakt, że recenzje tych co się znają i tych co że się znają udają będę
cieplejsze, a na pewno zawierające indywidualnie w synonimy ubrane określenie “nowe otwarcie”. Brawo Anioł, niby "spleen", a jednak zwycięstwo. :)
P.S. Niby długograj, a
w praktyce mini album – niby mało, a w rzeczywistości w zupełności wystarczająco.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz