sobota, 10 listopada 2018

The Zookeeper's Wife / Azyl (2017) - Niki Caro




Będę tak jakby cyniczny i napiszę, iż nie sztuką jest przygnębić i poruszyć losem zwierząt w starciu z wojenną zawieruchą. Nie trudno też wzruszać losem niewinnych cywilów w takich okolicznościach. Trudniej nie pójść na łatwiznę, tylko ambitnie pokazać czym jest wojna i jak różnie od strony psychologicznej poszczególne jednostki reagują na jej okrucieństwa - na strach i stres permanentny. W tym przypadku o ludzi chodzi, o ratowanie Żydów mimo śmiertelnego zagrożenia - głównie dzieci z warszawskiego getta. Pomoc ryzykowną i bezinteresowną, pomoc z porywu serca, ludzkich odruchów, absolutnie nie z rozsądku. Udzieleniu schronienia ze świadomością śmiertelnego zagrożenia konsekwencjami i mimo to bez większego wahania. To nie jest wielkie kino, to kino rzemieślnicze, czyli takie do którego się przyłożono, ale efekt finalny nie przyniósł nic ponad standardowe powielanie schematów zapewniających względnie poprawny poziom. W takim układzie pozornego bezpieczeństwa nie awansuje ono w mojej osobistej hierarchii do miana klasyka, ale i złych słów ponad te kilka powyżej (i jedno jeszcze poniżej) o nim nie napiszę. To jak mniemam kino dla widza podatnego na proste, bezpośrednie emocje - takiego bez większej ambicjonalnej potrzeby aby w sztuce filmowej poszukiwać wyjątkowości kosztem oczywistości. Tak jak historia autentyczna została bezpiecznie zaadaptowana, tak i odtwórcy ról nie wykazali większej inwencji ponad poprawność. Irytująco płaczliwa Chastain wychodzi tutaj przed szereg i do niej się przyczepię najbardziej. I nie chodzi właściwie o fakt, że non stop jest zbeczana, ale że tak doskonała aktorka nie jest w tej permanentnie załzawonej pozie po prostu przekonująca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj