Po bardzo udanym
anglojęzycznym The Drop, z atrakcyjną hollywoodzką obsadą nagranym, spodziewałem się, że
Roskam na dłużej zagości na szerszych kinowych wodach. Zakładałem, że szybko
nie wróci do europejskiego kina, a tu niespodzianka i już teraz powraca z
koprodukcją belgijsko-francusko-holenderską. Skończyłem właśnie oglądać Le Fidèle i porównuje na
gorąco własne odczucia z niezbyt entuzjastyczni opiniami, jakie wcześniej z
różnych źródeł poznałem. Chciałbym w tym miejscu napisać, że chociaż sam film
nie zachwycił, a zachwytu bardzo akurat w jego kontekście potrzebowałem, to
jednako ciekawie poprowadzona historia miłości Gigi i Bibi w świecie półświatka
przestępczego i fajnie pogodzona gangsterska akcja z wątkiem psychologicznym i
tym zasadniczo pierwszoplanowym uczuciowym powodują, iż seans się nie nużył i
do końca utrzymywał całkiem spore zainteresowanie. Niestety ubolewam że Roskam dorzucił do
scenariusza tak dużo dramatyzmu na poziomie sztucznie emocjonalnym, że przegiął
i zmęczył robiąc z historii mało autentycznego, a przez to mimo wszystko (w szczególności w ostatnim rozdziale) raczej ciężkostrawnego zakalca. Zrzucił na bohaterów niemal wszelkie
możliwe plagi, zafundował niewiarygodny festiwal zbiegów okoliczności
wysyłając realizm na margines. Sam sobie strzelił w kolano (czy stopę), bo można
było osiągnąć więcej dając widzowi paradoksalnie mniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz