Niespodzianek wór całkiem pokaźny w przypadku First Reformed
został otwarty i dość obficie z niego zaskoczenia się posypały. Między innymi
obsada i po raz kolejny ostatnio, co cieszy i do aktora wbrew wcześniejszym
krzywdzącym stereotypom przekonuje, doskonały w zupełnie innej od
dotychczasowych kreacji Ethan Hawke. Przede wszystkim jednak osoba reżysera,
która okazała się wbrew moim przeczuciom, nie młodym debiutantem, a wiekowym,
bo 72-letnim weteranem znanym wszem i wobec jako między innymi scenarzysta
takich uznanych dzieł jak Taksówkarz, Wściekły byk, Wybrzeże Moskitów czy także reżyser Prywatnego piekła, gdzie
kapitalnie swego czasu relację ojcowsko-synowską zagrali Nick Nolte i James Coburn. Ponadto produkcja sygnowana
logiem coraz bardziej popularnego i cieszącego się bardzo dobrą opinią Studia
A24 oraz jeszcze kilka detali, o których poniżej wspomnę, a które finalnie
sprawiły, że obejrzałem obraz, który z pewnością na dłużej zapamiętam. Stąd
etapowo poznając dość wykluczające się pochodzenie First Reformed, w postaci
reżysera i zespołu producenckiego, jak i dodając do powyższej (użyję słowa mocnego) dychotomii
ciekawy pomysł i intrygującą formę wizualną, pozostaje w sporej konsternacji. Oryginalność
w filmie Paula Schradera sięga do twórczego wykorzystania klasycznej wizualnie
konwencji i już pierwsze artystyczne ujęcie z mocno stylizowanymi na kino z
głębokiej przeszłości napisami początkowymi i całość zamknięta w formacie obrazu 4:3 nastroiły mnie bardzo optymistycznie - dając jak się okazało niepłonną nadzieję na kino
zrobione ze smakiem i finezją. Przeważają w nim znakomicie zaaranżowane
statyczne długie ujęcia (praktycznie wyłącznie takie z nieruchomej kamery), a
kompozycja obrazu i treści daje poczucie obcowania ze sztuką wizualnie
przemyślaną, spójną i stroniącą od taniego efekciarstwa. W tym dla oka
przyjemności paleta barw stonowana idealnie dopasowana zostaje do
formuły kina filozoficznego, a kapitalne zbliżenia twarzy genialnie grających
mimiką aktorów daje złudzenie prześwietlenia stanu ducha operatorską finezją
sprowadzoną do technicznego minimalizmu. Bez muzyki z tła, w sterylnej
konwencji zatopioną ascetyczną gatunkową perełkę otrzymałem - takie całkiem
inspirujące kameralne kino dla ambitnych myślicieli, analitycznych filozofów
czy cierpiących katusze egzystencji w bezideowym i zakłamanym świecie
wrażliwców. Kino specyficzne i nie dla każdego zjadliwe przez fakt uciekania w
filozoficzne teoretyzowanie, w szerokim pryzmacie zjawisk od ekologii do
metafizyki. Kino może faktycznie w kilku fragmentach nazbyt bujające w
obłokach, jednako z prostą, niepodlegającą dyskusji puentą, że oto otrzymaliśmy
z boskich rąk raj, a przez własną pychę uczyniliśmy z niego piekło i z zasadnym
przez wzgląd na fakt powyższy pytaniem, czy Bóg nam ten akt wandalizmu wybaczy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz