Nie
samym hałasem człowiek żyje, o czym coraz częściej wraz z upływającymi latami
się przekonuje, ale i bez hałasu żyć nie potrafi, chociaż już w mocniejszym
okładaniu instrumentów przez współczesną młodzież tak jak to drzewiej bywało
nie gustuje - a precyzyjniej ujmując już tak nie śledzi intensywnie, co na polu
brutalnej i agresywnej muzyki po linii thrash, core jest teraz modne. Wracam
jednak od czasu do czasu, jako człowiek sentymentalny, zarówno do korzeni
ekstremy sprzed lat już niemal czterdziestu, ale i nawet częściej do wypieków
muzyków sporo młodszych, których wówczas w pierwszej dekadzie lat dwutysięcznych,
co niektórzy nazywali niesłusznie wyłącznie epigonami. Przejście Lamb of God z
dość głębokiego undergroundu do względnie mainstreamowej popularności, wiązało
się zarówno wtedy z trendem na wskrzeszanie mody na soczysty thrash, jak i objawiło
jako całkiem świeże spojrzenie na nie tylko panterową spuściznę gatunku, gdzie od
prędkości bardziej istotny był bujający groove. Bowiem Wrath będący ich piątym długograjem pod szyldem „baranka”, przyszedł na świat już jako krążek grupy obytej scenicznie, dobrze na scenie rozpoznawalnej i warsztatowo
doświadczonej. Nie dziwi zatem że Wrath wypełniony został świetnie skrojonymi,
chwytliwymi numerami, łącząc pierwotną moc, dziką furię z intrygującą melodyką
i intensywną, połamaną pracą sekcji. Bez rewolucyjnych zmian, czy epokowych
pomysłów, przede wszystkim z szacunkiem dla wypracowanej estetyki i potężnym
ładunkiem energii, którą dostarczają zarówno fantastyczne ogniste riffy w
których dość zawiłej plątaninie idealnie odnajduje się charyzmatyczny
histeryczny krzyk i głęboki growl Randy’ego Blythe’a. Album, którego, jak
uważam specyficzne suche brzmienie ciekawie żeni drapieżność z bujającym
feelingiem - nawet jeśli musiałem akurat do jego zasadności chwilę się
przekonywać. Jednym słowem kapitalny skoczny „modern” thrash, już cholera sprzed
dekady, więc chyba nie taki „modern”. O czym nie przekonam się póki ktoś młodszy raczy mi uświadomić jak ten "modern" dzisiaj jest definiowany. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz