Właśnie Prawdziwa zbrodnia na
małym ekranie po raz kolejny została odkurzona, czyli przed moje oczy powrócił Eastwood bardzo dobry, ale nie
wybitny. Eastwood ciekawy, lecz nie aż na tyle, by określić go w tym przypadku fascynującym. Wreszcie
Eastwood w swojej typowej, maksymalnie dopracowanej roli mężczyzny mocno
dojrzałego wiekowo, a nadal dla kobiet cholernie atrakcyjnego. Inteligentnego, wygadanego, błyskotliwego, czarującego i z wytrawnym poczuciem humoru - bezpośredniego i jak przystało na gościa z hardą miną, oczywiście dalekiego od wizerunku miękkiego pantoflarza. :) Faceta z kilkoma nieobojętnymi teoretycznie wadami, które mu jakoś istotnie nie ciążą i nie przeszkadzają w uzyskaniu sympatii widza. Jeżdżącego zdezelowanym kabrioletem, nie wylewającego za kołnierz, zbytnio niestroniącego od przelotnych romansów, znaczy życiem konkretnie steranego, po przejściach i uzależnieniach, jednak potwornie męskiego. Ha, samca jakim charakterologicznie większość
mężczyzn w oczach kobiet chciałoby być, a nie będzie, bo to zasadniczo współcześnie, a już tym bardziej a.d. 2019 dupy pospolite albo inne pozbawione kluczowego "pierwiastka" sterydowe selfie modelki. W Prawdziwej zbrodni Clint nie jest
jednak jak przyzwyczaił gliną, tudzież pracownikiem Secret Service tylko
dziennikarzem, ale prócz tego szczegółu jego kreacja nie odbiega daleko od
klasycznych ról, z tą Franka Horrigana z Na linii ognia szczególnie. Steve Everett jak na
dobrego pismaka śledczego przystało węszy i rozgryza temat, ma nosa, znaczy zawodową
intuicję, więc wyczuwa że sprawa którą otrzymał nie bardzo się klei. Coś tu nie
trzyma się kupy i dla takiego szczwanego lisa z instynktem łowieckim stanowi
odpowiednią pokusę, a przy okazji robota którą z pasją i starannością wykona pomoże
bezpodstawnie skazanemu człowiekowi. Oklaski, szacuneczek itd. :) Tak po tym
odświeżonym seansie sobie myślę, że to teraz tylko trochę więcej niż dobre kino,
kiedyś zdecydowanie propozycja bardziej jak pamiętam wyjątkowa. Wszakże sporo
przez dwadzieścia lat w kinie się wydarzyło, a klisze się opatrzyły, szczególnie
w gatunku dramatu z elementami thrillera. Eastwood drąży ważki temat z
charakterystyczną wnikliwością i bez uprzedzeń, wchodzi w polemikę ze
stereotypami podważając ich zasadność i chociaż film ma ambitne założenia i
wartościowe przesłanie, to w starym dobrym stylu łączy te walory z ciepłą rozrywką, dzięki czemu mimo pewnych wpadek dostrzeganych nadal sympatię moją utrzymuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz