Tajny dziennik to bardzo
klasycznie opowiedziana historia, ze spójną fabułą kilkuwątkową, która zawiera
wszystkie kluczowe komponenty jakich widz wrażliwy i łasy na ran rozdrapywanie oczekuje. To z perspektywy zaspokajania gustów dość pospolitych, warsztatowo i fabularnie
w zasadzie nic wyjątkowego, chociaż w kategorii melodramatu film wyróżnia się
na plus, gdyż pokazuje uczucia bez skrajnie nadmiernej egzaltacji i w całkiem
autentyczny sposób. Posiada też dopracowaną konstrukcję scenariusza, w niej nieprzekombinowane
ziarno tajemnicy i wreszcie wyraźnie ukazane skomplikowane tło historyczne, z
poruszającym wątkiem społecznym, więc tkwi w nim również walor edukacyjno-poznawczy.
Psychologia postaci natomiast, mimo iż nie stanowi niebywale ekscytującej
podróży w głąb ludzkiej psychiki, to nie wzbudza też konsternacji nad
nieprawdopodobieństwem obranej ścieżki analitycznej. Taka to produkcja
dopracowana estetycznie, solidna merytorycznie i jednocześnie bez błysku, który
ponad coraz częściej mnie akurat nużącą poprawność wznieść ją miałby szansę. Co
nie wyklucza, iż może się podobać, szczególnie płci silniej uwrażliwionej i zazwyczaj
sfokusowanej na klasycznej romansowej dramaturgii. Fortepian w tle
retrospekcyjnej narracji akompaniuje, budując właściwy klimat dźwiękowy dla miłosnej
opowieści o zazdrości, zawiści i nikczemności. Płynnie sens historii zgłębiam, wzruszenie
łez kanały stara się zapalczywie drenować, ale też świadom jestem, że Jim
Sheridan robił przed laty bardziej fascynujące kino, które jeśli dobrze pamiętam
od czasów Boksera jest już tylko wspomnieniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz