środa, 4 grudnia 2019

Marathon Man / Maratończyk (1976) - John Schlesinger




Rzadko ostatnio sięgam głębiej w przeszłość w filmowych poszukiwaniach - robię to z poczucia obowiązku wyłącznie, archiwizując doskonale znane klasyki, lub zrazu kierowany spontanem jedynie sporadycznie odkopując to, co do tej pory było mi nieznane, a z racji szlachetnego pochodzenia obowiązkowo powinno być przyswojone. Akurat w przypadku Maratończyka sytuacja jest trudna do jednoznacznego przyporządkowania, bowiem tytuł oczywiście nieobcy i gdzieś lata temu obejrzany, ale wówczas nie byłem z pewnością odpowiednio przygotowany, by jego zalety właściwie i w pełni docenić. To też korzystając z uprzejmości telewizji publicznej i czasowej własnej dyspozycyjności (o zgrozo, nudziłem się), kilka dni temu z odpowiedniej dojrzałej perspektywy seans Maratończyka w końcu zaliczyłem. Już sama introdukcja jest z rodzaju tych w pamięć mocno zapadających i sugestywnie w tematykę wprowadzająca, zatem zupełnie inaczej patrząc na wstęp do Maratończyka, tym razem doceniam sposób wglądu (wówczas w roku 1976) w tematykę bezpośrednio powiązaną z nazizmem. Stosunkowo jeszcze na świeżo temat holocaustu był spostrzegany, bowiem akcja rozgrywająca się w zaledwie trzydzieści lat po zakończeniu II wojny Światowej, pozwalała w centrum postawić bohaterów, którzy z autopsji poznali czym były i jaki ślad pozostawiły prześladowania narodu żydowskiego. John Schlesinger zrobił surowe i dosadne kino, z gatunku dramatu sensacyjnego o wyrazistym politycznym fundamencie, w którym echa względnie niedalekiej przeszłości decydują o jego istocie. Ponadto intrygujący i dobrze rozpisany dramatycznie scenariusz trzyma widza w permanentnym napięciu, a mroczny klimat korzystający z siły oddziaływania suspensu oraz wielotorowa mozolna narracja, która dla dobra wybornego efektu nie ściga się z wątkami sensacyjnymi, tworzą ten charakterystyczny duszny wymiar, współkreowany też dzięki muzyce Michaela Smalla. To kino dla cierpliwych i kino dla wymagających - bez taniego efekciarstwa skupione na rozwijaniu wątków opartych na skomplikowanej tajemnicy i bolesnych zaszłościach. Kino ambitne, ale kino też bezpretensjonalne, prawdziwa filmowa sztuka idealnie godząca ważny temat, realizm ekspozycji i ekspresywność emocji ze świetnym aktorskim warsztatem - bo trudno po projekcji nie być pod wrażeniem kreacji wiecznie młodego Dustina Hoffmana, zawsze wyrazistego Roy'a Scheidera i wreszcie, legendarnego Laurence'a Oliviera.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj