Przede wszystkim dialogi - do bólu kulturalne, przejęte, z eksponowanymi uczuciami, ale paradoksalnie bez emocji. Nie całkowicie puste (absolutnie nie), ale zdystansowane. Bliskość fizyczna, dużo wzajemnego dotyku, intymności i szacunku. Natomiast od strony treści zdrada oraz nagła śmierć - i wszystko to zaledwie w prologu. Zaskakujący seans, zamknięty w stu osiemdziesięciu minutach deklamacji całkowicie niemalże oderwanej od europejskich, a tym bardziej amerykańskich standardów filmowych. Mechanicznych, a jednocześnie tkliwych rozmów i przepracowywania traum osobistych w relacjach z innymi. Ładnie to wygląda, nosi znamiona czegoś egzotycznie intrygującego, ale też nuży, bo tej konwencji za blisko do rozgrzebywania pod pozorem artystycznie intelektualnego psychologizowania. Żeby było jasne, to niezwykle wartościowy obraz, momentami wręcz natchniony pod względem przekazywanej mądrości, ale pomimo też wizualnie urokliwego charakteru za długi i przegadany. Niemniej jednak podkreślam że zaskakujący i dla arcyuważnego widza niezwykły. Innymi słowy niecodzienne doświadczenie, inspiracja do ultra wymagającej psychologicznej analizy na mega świadomym i wrażliwym poziomie. Nie rozbiorę go na czynniki pierwsze, bowiem wymagałoby to opasłej, być może często trudnej do interpretacji rozprawy. Nie chcę jednocześnie psuć dobrej intelektualnie zabawy, jeśli jakimś cudem widz „kumaty” jeszcze nie poznał. Jeśli natomiast ty koleżanko czy ty kolego widzu mniej ambitny się zdecydujecie, nie wińcie, nie zarzucajcie. Nie daję gwarancji że w połowie zwyczajnie nie zaśniecie. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz