środa, 31 sierpnia 2022

Machine Head - Of Kingdom and Crown (2022)

 

Wymarzyłem sobie nieco inny nowy MH. Wyśniłem taki który bardziej zerka w kierunku ambitniejszej formy nu metalu - taki dokładnie, jaki zaproponowali na singlu, którego ostatecznie ku mojej rozpaczy nie uświadczyłem w programie Of Kingdom and Crown. Circle the Drain to był w moim przekonaniu strzał w dziesiątkę i numer ponownie skupiający moje zainteresowanie ewentualnie na tym co w przyszłości nagrają. Dwa ostatnie longi spuściłem w sedesie i nie jest mi wstyd, że zrobiłem to może odrobinę pochopnie, gdyż totalnie żadne nie były, ale uczciwej wobec fanów koncepcji w nich się nie dopatrzyłem. Tak więc liczyłem za sprawą świeżego materiału na mocne odbicie, by wraz z rozwojem sytuacji pesymizmem zastępować entuzjazm, a jak się teraz okazuje, dostałem zestaw piosenek bardzo na tak. Materiał mimo iż nie wprost zaspokajający moje oczekiwania, to jednak taki, który to wprost wpisuje się pomimo wszystko w pomysł na progresywny melodyjny thrash, lub jak kto woli metal core, w jeszcze bardziej epickiej formule. Pierwotne kontakty z poddawanym subiektywnej analizie obiektem przynoszą skojarzenia ze szczytowymi epickimi osiągnięciami ekipy dowodzonej przez Robba Flynna, czyli krążkami od wydania Through the Ashes of Empires do Unto the Locust. Kolejne drążące temat jeszcze głębiej odsłuchy doprowadzają mnie jednak do przekonania, iż Of Kingdom and Crown idealnie wpisałby się w przestrzeń pomiędzy The Burning Red, a genialny album z 2003-ego roku. Systematyczne obcowanie tylko pogłębia to odczucie i już jestem niemal w stu procentach gotowy bronić powyższej tezy, gdyby w atmosferze oczywiście przyjaznej dysputy ktokolwiek sygnalizował ochotę podważania jej zasadności. Obecnej ekipie Robba udało się bowiem (tak myślę) skutecznie ożenić mięsisty groove z progresywnym aranżacyjnym zacięciem i te dwie cechy charakterystyczne dla wymienionych dopełnić walorem interesującego riffu i refrenowej przebojowości, czyli wspólnymi atrybutami owych. Jeśli już jestem przy ekipie to jasne że należy wspomnieć kto tam teraz rzeźbi na jednym z wioseł. Nasz człowiek na tym legendarnym pokładzie, Wacław Kiełtyka, nie byle kto w polskim death metalu czy bardziej współcześnie groove metalu. Jednak MH to inna liga niż Decapitated, do czego "nasz" człowiek sam się przyznaje. Totalna profeska nawet na tle metodycznej filozofii macierzystej formacji Kiełtyki. Gigantyczne wymagania ale i komfortowe warunki pracy - nic tylko korzystać i spieniężać ten swój osobisty niewątpliwy sukces. :) Wracając jeszcze na finał do zawartości Of Kingdom and Crown, jest bardzo różnorodnie i to mnie najbardziej przekonuje. Siarczyście, galopująco z riffami ostrymi i ciężkimi, ale i kapitalnie na efekt oddziałuje dramaturgia aranżacyjna, jakiej główna część składowa to heavy solówki i odpowiednio okraszone wyobraźnią pomysły, chwytające się emocji w melodiach, jak i w znacznie obfitszych w agresję ekstremalnych frazach. Do tego Flynn w wokalnej formie wysokiej i dzięki temu słucham teraz najlepszej płyty MH od lat i nawet jeśli nie mam tego czego oczekiwałem, to to co otrzymałem zupełnie i z każdym odsłuchem jeszcze mocniej mnie satysfakcjonuje. Zaskakując jednocześnie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj