Cokolwiek by (oczywiście w teoretycznym przypływie niezrozumienia idei i jej założenia) po seansie o Competencia oficial nie napisać krytycznego, to obiektywnie więcej w tej satyrze intrygującej i prawdę zza kulis akcentującej błyskotliwej krytyki środowiska
filmowego i nienaciąganej, zdystansowanej nawet w stopniu minimalnym pogardy dla niego, niż pretensjonalnego pozowania na więcej niż w realu. Nie rozgrzebując i tym bardziej rozgrzebanego nie roztrząsając - w tym miejscu dyskusji o zasadności akcji atakowania pracy argentyńsko-hiszpańskiej ekipy przymiotnikami o zabarwieniu pejoratywnym nie będzie! Mnie akurat obraz reżyserskiego tandemu Cohn/Duprat fascynuje i od strony aktorskiej bardzo, bardzo i jeszcze bardziej przekonuje, mimo iż przegadany jak przystało na parateatralny format zekranizowanej sztuki. Statyczne ujęcia pozbawione kompletnie odczuć klaustrofobicznych, eksponujące tak
postacie jak nowoczesne przestrzenie i cały myk polegający na
skorzystaniu z aktorskiej maestrii w wypowiadaniu złożonych i na okoliczność mega wrażenia udramatyzowanych kwestii, ale też kapitalnie grających mimiką i gestami, są bardzo, bardzo i jeszcze bardziej trafione. Uparta wierność założonej formie nieco może zwolenników luzu metodycznego męczyć i w ich mniemaniu odbierać wrażeniu punkt lub więcej z bardzo, bardzo i jeszcze bardziej wysokiej noty przyznanej w segmencie atrakcyjności wizualnej, za to bezdyskusyjnie (nie kłóćmy się!) wygrywa wytrwałym stosowaniem poczucia humoru sarkastycznego, bowiem tej ironii tutaj masa, co nie boli, mimo że jak dawał zasadnie do zrozumienia Paolo Sorrentino w jednej ze scen
Młodości, przesadna jest zawsze żałosna. Gierka między gwiazdami ekranu
trwa tutaj w najlepsze, ale królową manipulacji jest kobieta - nie
pamiętam kiedy widziałem tak fenomenalną, idealnie obsadzoną Cruz Penélope. Jej kobieta reżyser z urodzenia ma dla widza niemałą dawkę polewki, dzięki aranżującym burzliwe interakcje działaniom. Jej metoda jest
może kontrowersyjna, ale jaka zajebiście widowiskowa. GE-NIAL-NA więc to jest komedia i jeszcze to coś więcej! Taka absolutnie w punkt i nietypowa. Poza tym nigdy dotąd aż tak niekontrolowanie nie rżałem ze śmiechu po scenie przypadkowego morderstwa! A lubię być w kinie (zdecydowanie inaczej niż w życiu) zaskakiwany.
P.S. „Strzela śmiechem w punkt, wali artystów i mecenasów w splot słoneczny, a do tego pozostaje zaskakujący i seksi.” - pozwolę sobie tą krótką laurkę z netu zacytować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz