Niewiele zawodowego aktorstwa, a przynajmniej odczucie takie, że mniej grają a więcej są tu sobą, dlatego wrażenie oglądania czegoś w rodzaju fabularyzowanego reportażu dominuje. Kamera z ręki, blisko ludzi, dokumentująca historię o ludziach z krwi i kości. Amerykańska prowincja, hollywoodzkiego przepychu zatem tutaj nie uświadczymy, a w jego miejsce surowa egzystencja z socjalnym zapleczem, na granicy lub poza prawem, blisko ale jednak na tyle daleko od kompletnej patologii, że pomimo to człowiek jest w stanie te postaci tolerować, a nawet obdarzyć sympatią. Trudne ich życie, więc i dorastanie w takiej rzeczywistości szybsze, a zamiast dzieciństwa walka o przetrwanie i mocno szemrane towarzystwo zdemoralizowanych gówniarzy. Można się łatwo stoczyć, ulegając grupowemu wpływowi, jednak los chciał by nauka przyszła też z innego kierunku i panienka zagrożona degeneracją dostaje szkołę życia praktyczną od człowieka ze środowiska, lecz doświadczonego nie wyłącznie ciężką egzystencją, ale też bogatego moralną dojrzałością. Film taki poniekąd pół amatorski, jednak prawdy w nim do bólu autentyczne i wartości promowane uniwersalne. To też pouczająca i bez zbędnego koloryzowania projekcja, bez żadnych szans na większą popularność. Pewnie zasłużenie, bowiem to tylko relacja, pozbawiona dramaturgii, a tym samym silnych emocji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz