To będzie refleksja (przynajmniej w pierwotnym założeniu miała być) o krążku i hmmm... krążku refleksyjnym, bo ta artystka, to swoim wielbicielom kojarzy się jako tak samo autorka muzyki jak i zaangażowana artystka-myślicielka, która poprzez dźwięki i teksty próbuje tłumaczyć, bądź po prostu opisywać otaczającą nas rzeczywistość. To co nas jako jednostki i społeczeństwa martwi i boli, ale także to co można nazwać po prostu słabo świadomie ostatnio kontrolowanymi współczesnymi procesami. Stąd autorski pop Sharon nabiera dodatkowych właściwości jako poważny psychologiczno-socjologiczy monolog, dla którego tłem subtelna, czasem nazbyt podniosła muzyka, jakiej jednak daleko do czegoś niezwykle w kategorii nuta wyjątkowego. Tak, przyznaję że We've Been Going About This All Wrong (jako pierwszy album Sharon jaki poznałem) potrafi dać do myślenia, a bardzo często i rozczulić, lecz jakoś w miarę hipnotyzując nie daje po wybrzmieniu impulsu do kolejnego odtworzenia. Aranżacje są bowiem dość mdłe, a cały wymiar instrumentalny, mimo że stworzony przez mocny trzon ludzki, mnie jakoś tak nudzi i usypia. Są tu rzecz jasna kompozycje bardziej ekscytujące, ale mógłbym je wyliczyć na przysłowiowych palcach jednej ręki i jako single sobie odtwarzać. Przebrnięcie jakoby za jednym razem i jeszcze powtórnie przez We've Been Going About This All Wrong jest dla mnie wyczynem wielkim, a poświęcenie nie przynosi wystarczającej satysfakcji. Ale nie można mojej maksymalnie subiektywnej oceny traktować jako miarodajnej obiektywnie, bo ja kompletnie się jeszcze nie znam na takim graniu - tak jakbym od siebie sam wymagał. Stąd ocena jaka wynika z tekstu jest tylko ględzeniem człowieka ciekawego czegoś trochę innego, od tego co na co dzień słucha, a że nie zawsze trafiam celnie i zaspokajam tym samym własne potrzeby (zaś nie potrafię się oprzeć aby każdego odczucia nie archiwizować), więc Wy więksi, mniejsi, albo całkowicie niewrażliwi na estetykę muzyczną Sharon Van Etten siłą rozpędu czytacie te rozważania - bo tak bardzo lubicie ten bezpośredni, nie zawsze poważny i często pisany szykiem przestawnym styl autora. :) Autor zaś wciska Wam przekorne kity lub bezczelnie się z Wami przekomarza najpierw w rece krytykując, by na koniec odwrócić kota ogonem i znów twistem zaskoczyć, bądź tak się waha że fajne, ale nie fajne, bo na stronę fajne to jest argument A i B, a na drugą C i ten C ważniejszy niż dwa pierwsze razem wzięte lub odwrotnie. Tak więc miele sobie pod nosem ozorem i przenoszę tą watę na klawiaturę, a w międzyczasie znaczna części We've Been Going About This All Wrong jest już za mną. Trochę się w to zasadniczo biadolenie Sharon wkręciłem, ale żebym oprócz względnego szacunku poczuł jakąś ekscytację, to nie bardzo. Dlatego letnie odczucia zapominam i skupiam się na tych wrzących. Wciskam stop i przerzucam na rzecz obecnie dużo silniej mnie frapującą - znaczy świeży album The Black Angels! Naturalnie jak to zazwyczaj mówiąc wiele, nie powiedziałem nic i nawet puenty merytorycznej nie będzie.
P.S. Hola hola - najpierw przecież muszę wyrzucić z siebie emocje związane z nowym wypiekiem Neila Fallona i spółki. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz