Głównie długie cyzelowane statyczne i w szerokim planie ujęcia, w transowej, ospale opowiadanej historii o powracającym/nawracającym tajemniczym dźwięku słyszalnym subiektywnie (w głowie). :) Tak, to prawda - historii abstrakcyjnej i mocno nieszablonowej, zasysającej do swego wnętrza, oferującej emocje przytłumione i puentę (jak kto woli pointe) oraz treść niepokojącą (a kojącą) i przede wszystkim znamiennie jak na kino nietuzinkowe, bo bardzo artystyczną, niby filozoficzną, a zasadniczo psychologiczną o chyba historyczno-kulturowych konotacjach. W formule narracji kompletnie pozbawionej klasycznie rozumianej akcji, lewitującej niby wokół owego dźwięku i postaci którą przez pryzmat wyciszonej emocjonalności poznajemy i której flegmatycznemu życiu towarzyszą dźwięki nie tylko ten kluczowy dla fabuły, ale także też inne, wyraźnie przez technikę użytą wyeksponowane. Przykładowo sound ulicznej krzątaniny oraz nawet świetny mini recital - współtworzące specyficzną, skupioną na detalach atmosferę. Przez to Memoria pozornie nuży, ale też jeśli poświęci jej się bez reszty, koncentrując na niej całą dostępną uwagę, to Was gwarantuję że zahipnotyzuje. Zasmakujecie wówczas ponad dwóch godzin odprężającego wizualno-filozoficznego doświadczenia - między innymi też przy okazji i z obowiązku oraz potrzeby "rozkminienia", intelektualnych prób przeniknięcia do sedna wizji reżysera i obserwacji szczegółów, tak jak ja się starałem, po to aby spisać to co właśnie Koleżanko, Kolego przeczytałaś/ałeś, a czego ja sam finalnie jednak nie bardzo rozumiem, stąd nadal po projekcji kombinuję sobie w głowie, błądzę bom ograniczony własną wyobraźnią oraz trudnością w odnalezieniu wprost interpretacji odautorskiej. Przeżycia osobnicze, grupowe, pokoleniowe, gatunkowe? Głos z wnętrza Ziemi? Echa pamięciowe (uwaga!) po wizycie przedstawicieli obcej cywilizacji? Oni tu byli? Oni nas po sobie zostawili? Nie wiem, nie wiem zapytajcie Apichatponga Weerasethakula, lub kogoś kto ORYGINALNĄ twórczość Apichatponga prześwietla odkąd Apichatpong postanowił przelewać ją na kinowy ekran.
P.S. To na pewno nie były porywające dynamiką i intensywnością dialogi - to były dialogi z napięciem i bez zbędnych słów. Natomiast Tilda, jak to Tilda, nadaje się idealnie do tego rodzaju ekspresyjnie minimalistycznej formuły. Pamiętniczek 27 sierpień 2022, zapisano: nigdy dotąd nie widziałem jeszcze takiego scie-fi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz