sobota, 20 sierpnia 2022

Piosenki o miłości (2021) - Tomasz Habowski

 

Dialogi pozostawiają wrażenie kompletnie nieustawianych, jakby sytuacja je kreowała i były one w znacznym stopniu improwizowane - niżby jak to typowo, zostały wcześniej rozpisane pieczołowicie przez scenarzystę. Stąd Piosenki o miłości pozostawiłyby we mnie wrażenie oglądania pewnego rodzaju dokumentu subtelnie fabularyzowanego, gdyby jednak nie ten właściwy czarno-biały artystyczny manewr, ubierający naturalność w poetycką poświatę sztuki wysokich lotów. Wszystko wydaje się, iż kręci się wokół drugoplanowej postaci ojca, aktorskiego weterana, szeroko znanego i jego ego gigantycznego (świetny, nie kto inny jak Andrzej Grabowski). Konfrontacji seniora z juniorem i ciągłego napięcia w ich relacjach, sprowadzonych do patologicznego podkreślania swojej materialnej pozycji, która przecież obdarowała syna komfortem życia w luksusie i pozwala na beztroskę funkcjonowania w bańce. Zależności od ojca i jego finansowej pozycji oraz statusu wynikającego z osiągnięcia sukcesu w branży. To jednak (to pierwsze) narzędzie wywierania emocjonalnego oddziaływania wykorzystane przez scenarzystę i reżysera w jednej osobie - ważne, lecz tylko jako tło dla uroczo zrelacjonowanego ale i bez owijania w bawełnę (bo iskry są krzesane) opowiedzianego romansu młodych ludzi z rożnych światów, których połączyła i w zawirowania wkręciła wspólna pasja i rodzące się powoli burzliwe uczucie. Trzecie zaś, to socjologiczna refleksja (także z tła) o znaczeniu znanego, szeroko rozpoznawalnego nazwiska i drzwiach otwieranych przez owe oraz właśnie w tym też kontekście zawodowej kariery, o roli nieporozumień rodzinnych potęgowanych przez różnice osobowościowe i poziomy wrażliwości - decydujące o sposobie spostrzegania maksymalnie subiektywnej przecież rzeczywistości. Ale jest jeszcze i czwarte (co już nie jest głównym tłem, tylko tłem dla tła, wychodzącym z reszty teł :)) - branża muzyczna, ta współczesna, która przecież jednako nie rożni się od tej sprzed lat kilku i kilkudziesięciu, a która istotę twórczości młodej wrażliwości przelicza na finansowe profity. Prócz tego co powyżej, puenta jest ostra, a prowadzące do niej zabiegi dość zwodnicze. Poddanie się egoistycznym pokusom zdobywania poklasku i udowadniania wartości, nawet jeśli etycznie bardzo wątpliwych. Eksplorowanie pokładów talentu niewątpliwego i wymownego w kontrze do jedynie upartego i bezproduktywnego poszukiwania w sobie dowodów że się go posiada. Sporo jak na zaledwie 90 minut projekcji, prawda? Przyznaję że pomimo wielu złożonych wątków, Habowski absolutnie nie prześlizguje się po rozgrzebanych tematach, choć oczywiście z racji ograniczenia czasowego (może i dobrze), nie wyjaśnia wszystkiego, pozostawiając sporą przestrzeń tak dla widza identyfikacyjną, jak interpretacyjną, ponadto kreując wyjątkowo magnetyczną muzyczną atmosferę. Przyznaję więc, iż doskonale ta fabuła zdaje się oddawać rzeczywistość, tak tą szeroką społeczną, jak i psychologiczną artystycznych dusz, a sposób spojrzenia na nie i muzyczne czy wizualne smaczki, jak myślę pomimo nowoczesnych akcentów, pięknie nawiązują do ambitnego miłosnego kina sprzed ponad pół wieku. Przyznaję też wreszcie, że nie spodziewałem się tak czarującej opowieści po debiucie kogoś, kto do tej pory był związany zawodowo wyłącznie z TVN-owskim serialem niskich lotów. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj