niedziela, 28 sierpnia 2022

Fried Green Tomatoes / Smażone zielone pomidory (1991) - Jon Avnet

 


Dwie równolegle historie - historie kobiece i mimo że dzieli je pół wieku, to o uniwersalnym dla tych epok charakterze. O konieczności emancypacji i o wdrukowanej w płci pięknej naturę pokorze. Dwie przemiany i dla kontrapunktu (kontrastowego elementu kompozycji - czegoś ją dopełniającego) jedna tzw. „chłopczyca” jako przykład inspirujący. Momentami dramatycznie, fragmentami komediowo, więc konkludując otrzymujemy komediodramat. :) Smażone zielone pomidory to jeden z tych tytułów które właśnie z nazwy zawsze kojarzyłem, lecz nigdy nie dane mi było mi dane ich zobaczyć w całości, bądź tylko fragmentarycznie znałem - wpadając najczęściej na nie w trakcie przerzucanie kanałów telewizyjnych. I po seansie odbytym w urlopowym klimacie nie żałuję, iż wreszcie taką przyjemność sobie zafundowałem, bowiem obraz to myślę z tej samej kategorii co Świat według Garpa i tak samo bliski realizacyjnie jak Ciekawy przypadek Benjamina Buttona, który zawsze będzie dla mnie w tej samej lidze co Forrest Gump. Nie wiem, nie jestem wielkim fanem talentu człowieka, ale może to najlepszy film w karierze Jona Avneta, reżysera z prawie najwyższej hollywoodzkiej ligi, jednako uparcie i wydaje mi się że jednak bezskutecznie pukającego do drzwi z napisem „elita”. Przynajmniej mnie tak z zaskoczenia zadane pytanie, które z filmów Avneta pamiętam, wprawiłoby w konsternację i dopiero po przejrzeniu jego filmografii w necie odpowiedziałbym stanowczo, że żadne za wyjątkiem Smażonych zielonych pomidorów. Nie ocenię z tej racji odpowiedzialnie jakości powyższego w odniesieniu do reszty całkiem bogatego dorobku twórcy. Napiszę wyłącznie że takie filmy i szczególnie gdy pochodzą sprzed już wielu lat, ogląda się jako już rodzaj chyba archaicznej gatunkowej estetyki, gdyż po pierwsze współcześnie rzadko kontrowersyjne tematy ubiera się w subtelne niedopowiedzenia, a po drugie dzisiaj epicka historia to mam wrażenie wyłącznie filmy o superbohaterach. ;) Tym bardziej kiedy epicka (żeby była jasność – rozbudowana mam na myśli) historia, to warsztatowo bez zarzutu nakręcona wzruszająca opowieść o pięknej przyjaźni i życiu w zupełnie innych realiach rodzinnej i sąsiedzkiej relacji. Zagrana koncertowo i najzwyczajniej tak aby z postaciami nawiązać głęboką relację i kibicować ich perypetiom jak zmaganiom z losem osób z najbliższego prywatnego otoczenia. Za co uznanie należy się oczywiście obsadzie jak i reżyserowi, który pomógł wejść jej na taki poziom, ewentualnie nie przeszkodził jej uzyskać, forsując koncepcję jaka dla aktorów mogła być nienaturalna. Cóż zatem więcej dodać, ponad pewnie drobne wady nie krytykując i niczego szlachetnemu przesłaniu nie ujmując? Zamknę więc temat ogólnikowo i nieco zaczepnie - profesjonalne kino, chwilami dla faceta za ckliwe, ale wartościowe i dojrzałe, bez niestety większych szans na szerokie uznanie w dobie fascynacji obecnego pokolenia filmowych koneserów bohaterami z mocami nadprzyrodzonymi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj