poniedziałek, 22 sierpnia 2022

The Hallo Effect - Days of the Lost (2022)

 


Nie ma się co wstydzić słabości do szwedzkiego melo death'u, kiedy szczególnie weterani wydają takie piękne, bo uderzające celnie w sentyment i nostalgię albumy. Pierwotny w zasadzie skład In Flames z doskonałym i jak do dzisiaj pamiętam w moim odczuciu posiadającym znakomity zmysł aranżowania zgrabnych melodyjek i równie przyjemnych dla ucha solówek Jesperem Strömbladem, wraz z Peterem Iwersem, Niclasem Engelinem, Danielem Svenssonem i od lat podporą wokalną Dark Tranquallity i oczywiście oryginalnym wokalistą wyżej wymienionych (Lunar Strain), nagrali krążek marzenie. Płytę rzecz jasna w żaden sposób wyjątkową, tym bardziej wybitną, ale płytę doskonałą w swoim gatunku, mimo że tak potwornie oczywistą. Ale ja to mam gdzieś, bowiem podczas każdorazowego dotychczasowego odsłuchu wbijają mi te numery na mordę piękny uśmiech zadowolenia i przy okazji wysyłają w myślach do mojego pokoju, w którym jako trochę większy smarkacz chłonąłem dźwięki wszystkich tych bandów którym określenie death w przymiotnikowym znaczeniu pasowało jak pięść do oka, a mimo to miejsce pochodzenia, czas wydania debiutów oraz (no fakt) skojarzenia z pierwszymi bliskimi estetyce death metalu krążkami, ten oto ekstremalny sznyt dodawało. Ucieknę teraz sobie z przestrzeni było minęło i wcisnę tutaj kilka słów o teraźniejszej pożywce dla mojej sentymentalnej duszy. Days of the Lost jest tak samo gatunkowo archaiczny, jak na swój sposób nowoczesny w sensie przebojowego kojarzenia gitarowej lawy z brzmieniami wydobywanymi z syntezatora, a jego wielką zaletą prócz powyższego w parze z przebojowością refrenów i doskonałymi wokalami Stanne jest kapitalne współczesne brzmienie i autentyczna pasja w grze, co by nie było dość już posuniętych wiekowo długowłosych lub mniej długowłosych metaluchów. :) Tną te siarczyste riffy, czarują w każdym kawałku charakterystycznymi cudnymi solówkami (ta króciutka, zgrabniutka z The Most Alone wygrywa jednak), Stanne drze pyska i wchodzi nie aż tak często w dużo czystsze rejestry, sprawiając przyjemność sobie i założę się mnóstwu starych fanów estetyki, która bardziej niż zżarła dość szybko własny ogon, to poszła zbyt odważnie w kierunku kiczowatej Ameryki, miast pozostać na dłużej bliżej matki Skandynawii. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj