Wkręciłem się widzę w bardzo ludzkie kino Emmanuela Moureta, korzystając już po raz trzeci od roku 2020 z jego oferty. Nie znam wszystkiego sprzed, ale być może przydarzy mi się kiedyś jeszcze poznać, a na pewno będę dalej obserwował i oglądał co nakręci, bowiem kontekstowy sposób rozwijania obyczajowych historii o miłosnych relacjach bardzo mi pasuje i czuję za każdym razem, iż mogę z nich wyciągnąć nie tylko szczątkową ale szerszą, głębszą wiedzę, tudzież złapać się na kompatybilności własnych autorskich i reżysera refleksji w temacie. Trois Amies niezwykle po francusku (niby z dystansem, raczej na letnio, bardzo subtelnie, ale o gorących interakcjach) plecie i plecie mozaikową historię w bardzo inteligentny, nieofensywny sposób. O lokowaniu uczuć i wzajemności, opierając się na odczuwaniu, współodczuwaniu i ulotności chemii pomiędzy partnerami. Niby o egoistycznym realizowaniu siebie, kierując się intuicjami, lecz zarazem w tym osiąganiu satysfakcji emocjonalnej, z dbałością i empatią wobec uczuć już zanikłych i stanów osób zaangażowanych. Z wieloma poziomami osobistych prawd i jednostkowych maksymalnie subiektywnych sposobów realizowania potrzeb, w letniej temperaturze narracyjnej, ale absolutnie nie z nudnawym pulsem. O kilkorgu równoległych równoprawnych głównych bohaterach, scenariuszowo rozbudowana, rzecz być może lekko przegadana, ale w tych dialogach i pomiędzy wierszami w domysłach mnóstwo ważkich obserwacji i identyfikacji. Wszystko co wiąże się z uczuciami jest przecież tak samo uniwersalne, jak osobne i relatywne. Taki paradoks w odtwarzanych na konkretnych etapach życia stereotypowych modelach.
P.S. Film przede wszystkim o perspektywach kobiecych (przyjaciółki), a na sali kinowej do napisów początkowych, jedynie tylko dwóch dojrzałych FACETÓW. :)