Właśnie zamknąłem reżyserski dorobek Dolana i paradoksalnie uczyniłem to oglądając jego debiut powstały gdy wizualny wieczny smarkacz był zaledwie dwudziestolatkiem, a już wtedy wstrząsając krytyką w Cannes, zdobył sobie uznanie - tym samym stając się tak najmłodszą, jak i poniekąd największą reżyserską nadzieją. Pierwszy film Dolana w formule quasi biograficznego kameralnego dramatu, z perspektywy jego dalszych dokonań, a szczególnie wziąwszy pod uwagę genialną Mamę, nie robi tak potężnego wrażenia jakbym zakładał, póki się z nim zdążyłem z gigantyczną obsuwą zapoznać. Zmienić to faktu jednakże fundamentalnego nie jest zdolne, że jak na startowy obraz nie obejrzany zaraz po powstaniu (z perspektywy świeżości), ślad pozostawił i mógł zasadnie dać chłopakowi kopa w postaci wiary w siebie (w swój talent i wrażliwość), gdyż opowieść treściwie surowa, lecz obudowana wizualnie formułą ubogaconą, mnie i dzisiaj w skupieniu i lekkim wstrząsie pozostawiła. Udało się wchodzącemu wówczas w okres dojrzałości artyście zauważyć i uwypuklić to co ważkie, poprzez opisanie historii nie tylko skomplikowanej, rozemocjonowanej, a wręcz wybuchowej relacji pomiędzy synem i matką, ale zarazem podpowiedzieć diagnozy przyczynowo-skutkowe takiego stanu rzeczy. Bohater to zaburzony, bezradny w stanach podnieceń egocentryk, labilny/niestabilny w uczuciach, miotający się i chyba zrzucający podświadomie winę za stan rodziny na matkę, bądź ośmielony przekraczać granicę - przesuwając ją konsekwentnie, bez praktycznie korygującej reakcji. Mnóstwo ekspresji, słowotoku i napięć wewnętrznych eksplozji, a pod warstwą nadrzędnej jego frustracji brak elementarnej wyrozumiałości/empatii i wewnętrzny niepokój permanentny. Może tu problem tkwił w tym, iż osobowości postaci poniekąd tak bliźniacze i reakcje podobne - brak akceptacji dla siebie, powodowały ekstremalnie krytykę wobec bliskiego? Miłość i nienawiść w pętli dysfunkcjonalności w konwencji pamiętnika - rodzaju narracji złożonej, formalnie nie jednowymiarowej. Poza tym ten film, to jednocześnie kameralny dramat, jak i wizualnie, scenograficzne historia z precyzją i smakiem opowiedziana. Dolan reżyser niekonwencjonalny, młodziutki ponad standard i Dolan aktor ekspresyjny, wystarał się skutecznie opowiedzieć i wyjaśnić z dozą zawartej w tytule prowokacji metaforycznej zależności i jestem bez względu na minimalne niedosyty jak zwykle pod wrażeniem, ile w takim gołowąsie już mega dojrzałych przemyśleń i błyskotliwego odszukiwania się fundamentów. Świadomości już wówczas wybitnej, w inteligentnej treściwie i artystycznie ciekawej formie filmowej. Mimo że wciąż obecnie jeszcze młody człowiek kopać głębiej, jeszcze emocjonalnej i dla oczu finezyjniej - udowodnił w przyszłości iż potrafi.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz