środa, 5 listopada 2025

Lunatic Soul - The World Under Unsun (2025)

 

Zgadzam się i sprzeciwiam się zarazem! Kuriozalnie, może paradoksalnie waham się w co przez kontekst uczuć wierzę teraz bardziej - wierząc sobie! Mam bowiem na uszach krążek (a w zasadzie dwa i w tym problem), który jest jako całość (bez filetowania jeszcze) ogólnie znakomity i podaje dłoń, przybijam piątkę, zbijam żółwika z każdym kto twierdzi, iż Mariusz Duda nagrał rzecz wyśmienitą. Tylko że ja z zasady jestem na NIE, gdy artysta daje się ponieść własnemu egU i tworzy sztukę w przesadnej ilość, nawet jeśli jest ona na wyjątkowym poziomie. Zwyczajnie uznaję iż lepiej mniej niż choć odrobinę za wiele, a tu prawie (jeśli dobrze piszę) dziewięćdziesiąt minut dość mimo wszystko jednorodnej w konsystencji, bez względu iż przekrój ingrediencji całkiem szeroki potrawy. To dla mnie osobiście ponad oczekiwania i ponad możliwości utrzymania aż tak długo skupienia na muzyce właśnie lekko się powtarzającej. Tym bardziej że spora część The World Under Unsun to spokojne klimaty, raczej senne, uspokajające - w objęcia Boga snu wciskające, a nawet jeśli jest dynamiczniej z drapieżną elektroniką, to nie trudno uznać, iż w większości każdej z kompozycji przebija się etniczne transowe bujanie, a ono uspokajając może też znużyć. Dlatego szanując wszystko co Mariusz na nowym materiale zechciał zmieścić, bo popeliny taki wytrawny kompozytor wprost to nie wciska. JEDNAK twierdzę całkiem stanowczo, że ja bym sobie nową porcję tej nuty oględnie pisząc przykrócił i postawił na numery bardziej żywe, mniej powiązane stylistycznie z dotychczas ostatnia płytą, jaka niekoniecznie po latach zostaje ze mną i we mnie. Wolę LS we wdzianku poniekąd nowofalowym o kroju zimnej fali spotykającej new romantic i sznyt progresywny, tudzież art rockowy, czyli chronologicznie LS z przed i przedostaniej płytki, gdzie basik cudnie pulsował, a kawałki przywoływały skojarzenia z ejtisami. Które to akurat wejścia na The World Under Unsun tak bym przyporządkował, to każdy raczej elementarnie ogarnięty fan projektu bez problemu wyczuje. Folkowe wycieczki bym raczej pominął, epickie rozwinięcia jedne przytulił, inne oddał komuś bardziej zafascynowanemu w dobre ręce, a sentymentalne quasi ballady też w zależności która - zostawił jako kontrast lub umieścił na jakimś dodatkowym wydawnictwie, być może a'la akustycznym. Problem jednak spory leży w fakcie, że znacząca reprezentacja analizowanych utworów potrafi mieć w sobie każdy przywołany stylistyczny kierunek, a też te z bajki mojej NIEbajki po prostu zaczynam coraz bardziej lubić (serio) i wciąż trudno mi się jeszcze konkretnie zdecydować, co zostaje, co odpada. Jeśli wciąż będzie trudno - to TRUDNO! Dam sobie spokój z majstrowaniem. Dając sobie póki co na wstrzymanie he he jeszcze. 

P.S. Ja pierdzielę! Dotarło do mnie w kilkadziesiąt minut po spreparowaniu tekstu, że TWUS ma w sumie niewiele wspólnego z tymi albumami które w dyskografii Lunatic wolę, a coraz bardziej mi się podoba, co oznacza... Hmmm... oznacza że albo go kompletnie nietrafnie diagnozuję, albo etniczne akcje Dudy mi się w gust wkręcają. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj