Kilka słów refleksji dotyczącej
Badmotorfinger sklecić zapragnąłem, z inspiracji grupy utyskującej jakoby
powrót zeszłoroczny Soundgarden, smętny, nudny, cech najlepszych, wczesnych
produkcji sprzed lat pozbawiony. Zatem chociaż czynie to z ogromną
przyjemnością od lat dosyć systematycznie, kilka odświeżających przesłuchań
Badmotorfinger odbyłem, z sentymentem powracając do czasów kiedy to album ten w moim decku kręcił się intensywnie. A było to w
połowie lat 90-tych, gdy nazwa Soundgarden w mojej świadomości funkcjonować
zaczęła, za sprawą Superunknown i zawartych tam smakowitych kompozycji na czele
z singlowymi, obrazkami video promowanymi Fell on Black Days, Spoonman i Black
Hole Sun. Które to wtedy w jeszcze typowo muzycznym kanale MTV śmigały, a
częstotliwość ich pojawiania była równa tym ówcześnie największym plastikowym
hiciorom na kolorowych platformach dla pop-danceowo-hiphopowych smakoszy.
Rozkochany w tych perełkach, oczywistym instynktem kierowany sięgnąłem niemal
natychmiast do przeszłości grupy, gdzie krążek z roku 1991 lśnił równym
blaskiem co super przebojowa super nieznana. Po kilku przesłuchaniach dziwiąc
się jakim zbiegiem okoliczności kilka lat wcześniej ogród dźwięku nie dotarł do
moich uszu. Jak się okazuje wyjaśnienie tej zwłoki jasne, gdyż w rok 91-y to
pomimo, iż raczkującym kapitalizmem już naznaczony, w charakterze polskiego
rynku jeszcze mocno w poprzedniej epoce za sprawą piractwa fonograficznego
tkwiący Nie mówiąc już o braku czy jedynie dla najzamożniejszych dostępnych
zachodnich kanałach stricte muzycznych. Co jednak najważniejsze, ja sam rockowo-metalową niszę jeszcze wtedy dopiero nieśmiało obwąchiwałem –
nawiasem mówiąc trzy, cztery lata różnicy, a w mentalności muzycznej mojej przepaść
dosłownie. Jednak do meritum, do kwestii merytorycznych przejść należy używając
tak oklepanego politycznego sformułowania. Jaki jest ten obiekt kultu z
perspektywy czasu? Mianowicie, rzecz priorytetowa - niezwykle współczesny od
brzmienia po same kompozycje. W żadnym momencie obcowania z tym albumem nie
odnoszę wrażenia, iż powstał już 22 lata temu, co przy obecnych standardach
kiedy często produkcja starzeje się niemal w oka mgnieniu zasługuje na wielkie
uznanie. Poszczególne kawałki przepełnione są fenomenalną zabawą rytmem i
konwencją, pełne biegłości instrumentalnej i pasji zawartej w głosie Cornella.
To krążek w którym odbija się młodzieńcza werwa i niezwykły talent, kompozycje
są niepokorne zarazem dając już wtedy sygnał, iż muzyka to także zdecydowanie
dojrzała w kwestii warsztatowej. Bogaty aranżacyjnie, zdominowany przez utwory
o efektownym przebojowym potencjale, zanurzonym jednak w surowej aurze z
niepokojącym mrocznym sznytem czy czasami nawet dysharmonią, szaleństwa mgiełką
przypominającą że do czynienia mamy w tej pasjonującej materii jednak z
młodzieńcza nadal kreacją. Zwyczajnie album to, co do klasyki o wartości
najwyższej należy, z każdorazowym kontaktem przynoszący emocjonującą dawkę
dźwięków. Taki co głęboko w historie rocka wrył się na lata stając się dla
wielu wykonawców niemal wzorem jakości, czymś na kształt wzorca z Sevres.
Jednak siła rażenia jego największa w tym, że jest jeden, żadnej dorównującej
mu kopii się nie doczekał, a sami jego twórcy nigdy nie podnieśli na niego ręki
tworząc album mu podobny. Klasa właśnie Soundgarden w tym, że z każdą produkcją
coś nowego, atrakcyjnego stylistycznie w obrębie własnej tożsamości stworzyli.
Wracając zatem do wstępu tej refleksji dziwią mnie krytyczne uwagi w kierunku
najnowszego krążka szczególnie porównujące go z trójką i z tej perspektywy
wykazujący jego niższość. Badmotorfinger i King Animal, to płyty które równie
wiele łączy jak i dzieli, bez względu na detale równie pasjonujące, stąd
płytkie konfrontowanie ich wydaje się obnażaniem niezrozumienia fenomenu
formacji. W przekonaniu moim bowiem King Animal po raz kolejny udowodnił jakim
Soundgarden jest kapitalnym tworem, a muzycy go tworzący fenomenalnymi
artystami. Nie powtarzają się tylko pewnym dostojnym krokiem prą do przodu,
wykorzystując to co najdoskonalsze w ich wcześniejszym dorobku do
rozbudowywania swojej koncepcji dojrzałego rocka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz