Nie znam fundamentu, mam na myśli oryginału powieści (żaden powód do dumy, ale też i wstydu), na podstawie której powstał scenariusz napisany na potrzeby przemycenia zagrywek charakterystycznych dla kina Polańskiego. Doczytałem tylko (w miejscu gdzie mogłem znaleźć fanów, ekspertów od literatury i filmu w jednym), że Polański wraz ze współpracownikami poszedł znacząco innym torem niż Pascal Buckner i tam gdzie autor powieści w bezpośredni sposób opisywał wszelkie detale, zahaczając wręcz o wulgarną werbalną perwersję, tam Polański pozostawił znacznie więcej przestrzeni dla wyobraźni widza, posiłkując się niemal lirycznym obrazem ekshibicjonizmu. Aż trudno mi sobie wyobrazić, jak bardzo Buckner zafiksował się na wymiarze opisowym, bowiem biorąc pod uwagę przytoczone powyżej zaskakujące mnie fakty, myślę że same kontrowersje wywołane przez film świadczą o jego daleko idącej odwadze – innymi słowy narażeniu się na skandal. Sam obraz mrocznej intrygi oczami Polańskiego jest przecież delikatnie pisząc prowokacyjny, przez co sporo widzów nie dało sobie szansy, by oprócz (z manifestowanym niesmakiem) poznania tej dyskusyjnej fasady, wgryźć się w całą wewnętrznie rozbudowaną konstrukcję psychologiczną motywacji bohaterów. Nie twierdzę że nie ma w tej historii niczego odpychającego, wręcz jestem przekonany iż znaczne grono widzów o delikatnej konstrukcji miało uzasadnione powody, by nie unieść jej na barkach swej wrażliwości. Lecz jest jednocześnie oczywiste, że kino Polańskiego, to żadna banalna tęsknota za czystym pięknem w wymiarze wizualnym, czy prostotą przekazu, a kawał ciężkiej do przetrawienia gry, a nawet wyuzdanej zabawy uczuciami. Stąd uważam że tak samo usprawiedliwione mogą być określenia perwersyjny, dekadencki, wręcz obsceniczny, jak zmysłowy, bądź namiętny. Wszystko zależy od punktu spostrzegania, a on przecież złożony, bo zbudowany z wielorakich doświadczeń. Zatem ta poniekąd również nieco groteskowo przerysowana (szczególnie niestety przez kluczową rolę Emmanuelle Seigner) historia o zazdrości, fascynacji głównie ciałem, ale i duszą, pomimo swej sadystycznej otoczki eksplorującej najmroczniejsze erotycznie zakamarki podświadomości, równie śmiało może być kategoryzowana jako psychologiczny melodramat. Przykro mi, ale trudno mi uznać że w pełni udany.
wtorek, 17 listopada 2020
Bitter Moon / Gorzkie gody (1992) - Roman Polański
Nie znam fundamentu, mam na myśli oryginału powieści (żaden powód do dumy, ale też i wstydu), na podstawie której powstał scenariusz napisany na potrzeby przemycenia zagrywek charakterystycznych dla kina Polańskiego. Doczytałem tylko (w miejscu gdzie mogłem znaleźć fanów, ekspertów od literatury i filmu w jednym), że Polański wraz ze współpracownikami poszedł znacząco innym torem niż Pascal Buckner i tam gdzie autor powieści w bezpośredni sposób opisywał wszelkie detale, zahaczając wręcz o wulgarną werbalną perwersję, tam Polański pozostawił znacznie więcej przestrzeni dla wyobraźni widza, posiłkując się niemal lirycznym obrazem ekshibicjonizmu. Aż trudno mi sobie wyobrazić, jak bardzo Buckner zafiksował się na wymiarze opisowym, bowiem biorąc pod uwagę przytoczone powyżej zaskakujące mnie fakty, myślę że same kontrowersje wywołane przez film świadczą o jego daleko idącej odwadze – innymi słowy narażeniu się na skandal. Sam obraz mrocznej intrygi oczami Polańskiego jest przecież delikatnie pisząc prowokacyjny, przez co sporo widzów nie dało sobie szansy, by oprócz (z manifestowanym niesmakiem) poznania tej dyskusyjnej fasady, wgryźć się w całą wewnętrznie rozbudowaną konstrukcję psychologiczną motywacji bohaterów. Nie twierdzę że nie ma w tej historii niczego odpychającego, wręcz jestem przekonany iż znaczne grono widzów o delikatnej konstrukcji miało uzasadnione powody, by nie unieść jej na barkach swej wrażliwości. Lecz jest jednocześnie oczywiste, że kino Polańskiego, to żadna banalna tęsknota za czystym pięknem w wymiarze wizualnym, czy prostotą przekazu, a kawał ciężkiej do przetrawienia gry, a nawet wyuzdanej zabawy uczuciami. Stąd uważam że tak samo usprawiedliwione mogą być określenia perwersyjny, dekadencki, wręcz obsceniczny, jak zmysłowy, bądź namiętny. Wszystko zależy od punktu spostrzegania, a on przecież złożony, bo zbudowany z wielorakich doświadczeń. Zatem ta poniekąd również nieco groteskowo przerysowana (szczególnie niestety przez kluczową rolę Emmanuelle Seigner) historia o zazdrości, fascynacji głównie ciałem, ale i duszą, pomimo swej sadystycznej otoczki eksplorującej najmroczniejsze erotycznie zakamarki podświadomości, równie śmiało może być kategoryzowana jako psychologiczny melodramat. Przykro mi, ale trudno mi uznać że w pełni udany.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz