To jest film operatorski, stylistyczna perełka, bo w pomysłowości autora zdjęć, także speca od scenografii oraz reżysera tkwi główna atrakcja. Kadry niby niczym wielce intrygującym nie zaskakują, ale są pieczołowicie ustawiane i jest w tej grze wizualnej wysmakowany artyzm, choć bez jakiegoś wielkiego wizjonerstwa. Kompozycja wizualna, ujęcia i kolorystyka są najmocniejszymi walorami tego horroru, skonstruowanego na motywach klasycznej bajki. Wraz z nimi, naturalnie też klimat, budowany misternie dzięki właśnie obrazowi, dźwiękowej oprawie i pomysłowi na fabułę. Oz Perkins jak doczytałem jest już przecież znany i doceniany jako fachowiec od „straszącego” gatunku, więc o warsztatowej wtopie nie mogło być mowy. Mrok leje się obficie, las posępny lęk wzbudza, a to uparte ustawianie postaci w centrum kadru potrafi uwagę widza zaabsorbować. No przyznaje, że w ciemnościach coś przerażające się skrywało i ta trwoga w oczach postaci była dla mnie zaraźliwa. Ale też nieco przedziwnych kombinacji, które zamiast straszyć bardziej niesmak, tudzież uśmiech wzbudziły do konstrukcji wtłoczono, przez co dobrze, a fragmentami nawet frapująco spadło do poziomu poprawnie. Mimo wszystko dobra robota, niby baśniowa konwencja fantasy, a jednak odczucia niepokoju całkiem realne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz