Tym razem londyńskie klimaty. Klimaty z brytyjskimi, ale i również dla równowagi i zabawy jankeskimi aktorami. W klasycznej (a jakżeby cholera inaczej), sygnowanej pseudonimem Allana Stewarta formule operetkowa tragifarsa. Z ironicznym przesłaniem owiniętym w lekko pretensjonalną formę. Dowcipna, wartościowa i przede wszystkim cholernie nośna. Ogląda się ją bowiem znakomicie, z lekkością i gracją tracąc prawie półtorej godziny życia. A o czym tym razem ona? O „boczniakach”, o mniej lub bardziej z wielorakich powodów zaangażowanych romansach - z wykorzystaną znakomicie przez pryzmat allenowskiego stylu aluzją do banalnego stwierdzenia „zróbmy sobie przerwę”. Przełomy, kryzysy - załamania i wiatru w żagle ponownie nabranie - itp. itd. Allen kręci te swoje krótkie filmy, które przypominają sztuki teatralne. Nie całkiem poważne dramaty sceniczne, osadzone w lokacjach nie ograniczonych wyłącznie do teatralnych desek. Kręci je w zasadzie za każdym razem tak samo. A widzowie na nie czekają. Widzowie się nimi podniecają. Rozumiem ich! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz