Tropem uzupełniania obrazów z
dalszej przeszłości, któregoś dnia Krwawa niedziela w reżyserii Paula
Greengrassa w odtwarzaczu się znalazła. Relacja z wydarzeń z dnia 30 stycznia 1972 roku miejsce na przedmieściach Derry w Irlandii Północnej mających fundamentem akcji. Surowizna do niemal czystej, wyłącznie dokumentalnej relacji sprowadzona. Żadnego stosowania wyszukanych narracyjnych tricków, tylko
i wyłącznie spojrzenie z dwóch perspektyw. Z punktu widzenia postaci w różnym
stopniu w konflikt pomiędzy katolikami, a protestantami zaangażowanych.
Wielorakie, często różnorodne spostrzeganie rzeczywistości nawet z jednej
strony barykady, ludzie zaplątani w od lat budowaną nieufność, a skrajnie
nienawiść oczywiście. Węzeł nie do rozplątania przez lata skręcany ku tragedii
prowadzi. I tu atmosfera urywanych ujęć, kamery niestabilnie
prowadzonej, odczucie narastającego napięcia i niekontrolowanego chaosu bardzo
umiejętnie oddaje. Podsumowując, sprawnie zrealizowane to kino, bez efektownej tandety, wyłącznie na sednie się skupiające przez co jego
wartość autentyczna, a wydarzenia pokazane namacalnie wstrząsające.
Już tam kiedyś o tym filmie myślałem. Muszę sobie obejrzeć. Z tego co piszesz, klimat jest nieco złowieszczy (chyba że tak właśnie piszesz), a ja takie rzeczy nawet lubię.
OdpowiedzUsuńŻadnej ściemy, efekciarstwa, twarde, surowe kino. Nie znam wcześniejszych filmów Greengrass'a ale w stosunku do tego co widziałem w przypadku Bourne'a to zdecydowanie inna materia. Takie moje subiektywne odczucie.
OdpowiedzUsuń