Cwaniaczyć w żadnym stopniu nie zamierzam, że dorobek filmowy Larsa von Triera jest mi równie dobrze znany jak tych bardziej konwencjonalnych twórców kina. Nie będę też próbował przekonywać, że interpretacja Antychrysta jest dla mnie jasna, a założenia i forma w jaką spakowany przekonujące. Nie ma tu nic co łatwo można by jednoznacznie wychwalać ani równie stanowczo ganić. Trudna to sztuka, jeżeli uznać, iż ona także sprawiać zwyczajny ból czy odruch obrzydzenia wywoływać może. Zupełnie niekomercyjna produkcja gdyby tylko sam tytuł kontrowersyjny przez co uwagę ściągający pominąć. Koncepcja złożona solidnie, od strony wiedzy teoretycznej głęboko podbudowana ale czy równie sprawnie podana i przekazana widzowi? Może problemem przede wszystkim zbyt wyraźnie ukazane sceny pełne brutalnego wyuzdania, takiej wstręt dosłownie budzącej sadystycznej przemocy. Gdyby nie one pewnie sens obrazu zostałby zdeformowany, a może podanie ich w innych ramach na korzyść w ogólnym odbiorze by wyszło. Dzięki temu po seansie w pamięci przede wszystkim zostałyby niezwykłe, przesiąknięte prawdziwym artyzmem ujęcia - te o charakterystyce niemal malarskiej z wolna płynące pod dyktando mistrzowskiego tła muzycznego. Może? :) Nie będę czytał w mądrych opracowaniach co autor miał na myśli bo powinien tak sklecić formę i wyraźnie alegorie czy metafory podkreślić, by taki prostak jak ja sam je zrozumiał, bez pomocy arogancji "lepszych". Mam wiele przemyśleń, wiele tropów, myśli się kłębią, misternie budowane, wyjaśnienia z drobnych szczegółów konstruowane w ruiny popadają, by na nowo kształty przybierać. Intrygujący to z pewnością obraz, ale ma jedną odpychającą cechę, pomimo, że ciekawi, nie przyciąga do siebie. Boli mnie on, a ja bólu nie znoszę. :( Wyjątkowe kino, temat ważny poruszające, jednak czy dzieło, mam wątpliwości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz