niedziela, 12 stycznia 2014

Katatonia - Viva Emptiness (2003)




Przełom! Z tym jednym określeniem Viva Emptiness mi się kojarzy. Czemuż to - pytanie tajemnice obnażające się pojawia? :) Albowiem powiem wam :) tym krążkiem na dobre opuścili łono jednowymiarowej, transowej (nie kojarzyć z bitami i białymi rękawiczkami), gitarowej (z tym kojarzyć), melancholijno-depresyjnej formuły. W tym rejonie, oczywiście nadal w pewnym sensie pozostając, do swojej twórczości konkretnej świeżości dodali. Poszarpali aranże, a to już zdecydowanie finalny wymiar kompozycji zmieniło. Porwali struktury wioseł, wychodząc z zapętlenia oczywistych, stopniowo rozwijanych riffów. Fakt, miały te ciągnące się gluty pewną magię, jednak jej czar pryskał dosyć szybko, pozostawiając jedynie nudny przewidywalny, wątły obraz. Na Viva Emptiness nic już nie jest tak banalne - zaskoczenia z wprawą przeplatają się z charakterystycznymi dla tych cierpiących z klasą Szwedów rozwiązaniami. I co istotne szczególnie, a i na wymiar popularności się pewnie przekładające, nadal pozostali w swoim oryginalnym stylu przebojowi. Tyle, że ta chwytliwość w utwory wtłoczona, głęboko pod skręcaną rytmicznie strukturą i chłodnym obliczem ukryta, od czasu do czasu jedynie na pierwszy plan aranżacyjnie wysunięta w takich atrakcyjnych perłach jak A Premonition, Complicity czy Evidence. Pamięć jeszcze radykalnie mnie nie zawodzi i pozwala mi przywołać obrazy i uczucia jakie ówcześnie wraz z premierą tego albumu we mnie wzrastały. Poczynając od okładki, wewnątrz w książeczce zawartych wybornych zdjęć po istotę jaką dźwiękowa zawartość, wszystko w idealnej symbiozie porywało. A może to doskonałe wrażenie tak dla mnie aktualne, bo ono nadal świeże? :) Wyśmienita muzyka, niezwykłych przeżyć dostarczająca - taka jakoby estetyka "rozciągniętych czarnych sweterków"? :) Lubie to! Bo może nadal mi w takim smutasowym wdzianku pomimo wieku średniego wygodnie? :) Żal normalnie. ;)

P.S. Taka dygresja jeszcze, po tych szczególnie zabawnych pierwiastkach żartobliwych jakie tak zgrabnie w tekst wplotłem mi się nasuwa. ;) Ona jednako w żadnym stopniu z kwestią poczucia humoru jakim swoje refleksje okraszam niezwiązana. Ona "ino tylko" z subiektywnym wymiarem dźwięków przeżywania spokrewniona. Mianowicie pewnie znajdą się i tacy co tendencje ożywczą w muzyce Katatonii już na Last Fair Deal Gone Down zauważyli. Może i faktycznie coś jest tu na rzeczy, ale podług moich odczuć to właśnie Viva Emptiness tak na dobre z przytupem, spostrzeganie Katatonii w mojej świadomości zmieniła. Pozwólcie, że nie będę z tym utrwalonym już wrażeniem walczył - poddam mu się pokornie! :)

2 komentarze:

  1. Właśnie LFDGD jest moim zdaniem o wiele bardziej melodyjne :D "Tonight's Music" i "Chrome" nie mają sobie równych

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście - melodyjne i jednowymiarowe, chociaż to już nie granie zapętlonego motywu przez kilka minut jak przykładowo na DO. Każda z dotychczasowych twarzy Katatonii ma swoje walory - ja jednak cenie najbardziej wszystko co wraz z nadejściem VE mnie zaintrygowało.

      Usuń

Drukuj