piątek, 24 stycznia 2014

Black Label Society - Shot to Hell (2006)




Dotarła do mnie ostatnio, za pośrednictwem sieci wszystkowiedzącej wiadomość, że na kwiecień tego roku Zakk z sobie wrodzonym entuzjazmem nowy, mrocznie zatytułowany album zapowiada. Z nadzieją zatem patrząc na zatarcie nie do końca pozytywnego wrażenia, jakie po sobie w moim odczuciu Order of the Black pozostawił, oddałem się korzystaniu z uroków jakości kapitalnej jaka na wcześniejszych jego albumach zawarta. Ta świetna passa jaką BLS miało, na Shot to Hell zakończona. Może i strzał ten odrobinę zbytnio balladami wytłumiony, jednako te bardziej energetyczne numery sporym hukiem, jakim powietrze rozpruwały, równowagi finalnie całości przysporzyły. Co tu dużo filozofować – to nadal jest konkretna dawka motorycznej rockowej jazdy, może z większą ilością finezyjnego groove’u, jednako bez zbędnych udziwnień z charakterystycznym przebojowym szlifem na fundamencie gitarowej maestrii mistrza ceremonii zbudowanym. I być może taki nazbyt chwytliwy sznyt odrobinę na ówczesne recenzenckie kręcenie nosem wpłynął - z drugiej strony przecież głuchy chyba ten, co na The Blessed Hellride tej tendencji do porzucania surowej maniery już nie dostrzegł. Ona tam zainicjowana, z precyzją rozwijana była na kolejnych albumach, aż po krążek z tymi szczególnymi zakonnicami na okładeczce. Może właśnie przez wzgląd na to, że po piekiełku ta ścieżka porzucona została, by na powrót do surowości powrócić, ostatnia studyjna produkcja ekipy Zakka mnie nie przekonała. Zmienił brodacz priorytety, z rytmu się wybijając, mam jednako nadzieje, że już przy okazji Catacombs of the Black Vatican do swojego naturalnego rytmu skutecznie powróci. Co będzie, to będzie – kichy nie przewiduje, bo jak dotąd nigdy poniżej pewnego, zawsze względnie wysokiego poziomu nie zszedł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj