Apel
wygłoszę! ;) Gdy ci źle, gdy ci ciężko, jak dramat osobisty przeżywasz, a on obiektywnie
pierdołą się jawi, to Plac zbawiciela włącz i on miałkość tego, z czym się
zmagasz obnaży. Gwarantuje! Na otwarcie scena – dzwonek telefonu i rozpaczy
wybuch, a ja mam już świadomość, że ciąg zdarzeń zapowiedziany do finału
dramatycznego bez wątpienia poprowadzi. Historia prosto z życia ukazana, gdzie
młodość, plany rozległe i ich realizacja z rzeczywistością brutalną się
zderzają. Surowo wyprodukowana, przez co autentyczna i przekonująca niezwykle.
Wstrząsająca przebiegiem, lawiną konsekwencji z nimi związanych. W dialogach i
scenach bez kosmetyki zbędnej przemycająca brutalne prawdy o ludzkich
relacjach, złożonej ich formie i braku zwykłej empatii. Każdy na swój sposób z
trudnościami radzić sobie próbuje, niestety wzajemny brak zrozumienia dla tych indywidualnie przejawianych mechanizmów niszczy jednostki i wspólnotę.
Przerzucanie odpowiedzialności staje się regułą, a bagaż emocjonalny tymi
działaniami konstruowany zależnie od cech osobowościowych i dyspozycji
psychicznych bohaterów w ucieczkę, samodestrukcje czy histerię się
przepoczwarza. Trudno diagnozować, ciężko jednoznaczne refleksje snuć, bo i
postawy dysharmonijne, a związki emocjonalne o natężeniu niejednolitym. Pewne jednako,
że to ciężkie doświadczenie, szczególnie, kiedy z bohaterami więź nawiążemy i na
swój subiektywny sposób się utożsamimy, wtedy to brzemię gwałtownie nas dociśnie. Doświadczenie takie dystans do błahostek spowoduje, pewne reguły
nieubłagane uświadomi i być może błędom zapobiegnie. Szczere uznania dla
twórców - ich kapitalny zmysł obserwacyjny adekwatnie przełożył intencje na język
obrazu i treści, przynosząc przeżycie niewątpliwie poruszające.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz