Niezobowiązujące
miałkie plumkanie? Nic z tych rzeczy, chociaż fakt, że bardziej senna ta druga
odsłona w karierze A Perfect Circle. Taka oniryczna, rozmarzona, płynąca
spokojnym nurtem, fragmentami jedynie smagana intensywniejszym powiewem,
gwałtowniejszym riffem i twardym, stanowczym wokalem. To esencja z wyjątkową
dbałością podanej prawdziwej sztuki – muzycznej przygody, co rozkoszne pieszczoty
zmysłom przynosi. Klekocący charakterystycznie bas, punktujący zestaw
perkusyjny, rozmyte gitarowe ewolucje wypełniające rozległą przestrzeń, pogłosy
i niepokojące efekty klimat wyjątkowy czyniące. I nad tą instrumentalną syntezą, panujący subtelnie głos Maynarda, niczym balsam duszę kojący. Zjawiskowy,
czarujący, równy i doskonale skrojony to krążek bez słabego punktu,
najdrobniejszej rysy, którego ząb czasu nawet w niewielkim stopniu nie
nadgryzł. Więcej, on po latach z jeszcze wytworniejszą klasą wciąga w swe
objęcia. To nie jest li tylko muzyka, to rodzaj bezpiecznej, przyjaznej
przystani w której odczuwalne zarówno poczucie głębokiej emocjonalnej euforii
jak i odprężenia autentycznego. Każdy z nas takiej przestrzeni pragnie, ja
szczęśliwie dzięki Thirteenth Step i wielu jeszcze wyjątkowym albumom, licznych
bliskich mi wykonawców to pragnienie spełniłem. Wspaniale się w objęciach dźwięków kreślonych pasją muzyków okręgu odnajduje, wdzięczny za każdą
perfekcyjną nutę. Klasa sama w sobie i tylko żal, że jak dotąd to ostatnie
studyjne tchnienie ekipy APC. Nadzieja jednak by radować się nowym dziełem
Jamesa Maynarda Keenana, Billy'ego Howerdela i współtowarzyszy umiera ostatnia, a mój optymizm ;)
wynikiem ubiegłorocznego wybudzenia formacji ze snu długiego. Powrócili i piękny
numer na potrzeby składaka skomponowali. Jego jakość wysoka apetytu na więcej
narobiła. Nie możecie mnie moi drodzy bohaterowie, teraz nienasyconego
porzucić!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz