poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Bringing Out the Dead / Ciemna strona miasta (1999) - Martin Scorsese




Jak ja tej żenującej aktorskiej maniery Cage’a nie lubię, nie trawiłem człowieka od początku i nadal po latach nie jestem w stanie do serwowanego stylu pt. „drewniany kołek, zawsze taki sam” się przekonać. Choć obiektywnie rzecz biorąc zdarzyły mu się role, w których spisał się względnie dobrze, chwilami nawet znakomicie, to przez pryzmat całokształtu są to wyjątki potwierdzające regułę. Książkowym przykładem takiej sytuacji rola konkretnie zeschizowanego ratownika medycznego z Ciemnej strony miasta. Tutaj akurat ta jego cierpiętnicza mina idealnie została zagospodarowana przez mistrza Scorsese. Pośród wszelkiego sortu menelstwa, używając eufemizmu osobliwych postaci odnajduje się kapitalnie, dając kreowanej postaci naprawdę sporą dawkę autentyzmu. Jak się okazuje w tych ekstremalnie popieprzonych okolicznościach miejsca, zawód sanitariusza to swego rodzaju ciężki krzyż dźwigany przez psychicznie poturbowanych życiowych rozbitków, rozgoryczonych frustratów czy ewentualnie socjopatów czerpiących chorą przyjemność z obcowania z ciemną stroną ludzkiej natury. W tym nocnym świecie mrocznych ulic Nowego Jorku niezłe cyrki są odstawiane i przyznaje, że Scorsese umiejętnie korzystając ze świetnej pracy operatora kamery przekonująco ukazał to, co Joe Connelly autor książki będącej fundamentem scenariusza miał na myśli. Oglądam po raz kolejny zanurzone w mroku i dla kontrastu osnute intensywnym światłem sceny gdzie przemoc miesza się z metafizyką nasuwając na myśl przede wszystkim jedno pytanie – co jest kurwa z tymi ludźmi?!

P.S. Taki Scorsese poniekąd mocno "fincherowski" - prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj