Z bogatego, bo przecież obejmującego już półwiecze dorobku aktorskiego Dustina Hoffmana w mym przekonaniu na czoło wysuwa się kreacja Raymonda z Rain Mana. Co ciekawe (i tutaj maksymalnie subiektywna, nieco kontrowersyjna teza) nie musiał się Hoffman zbytnio starać, gdyż jego specyficzna aktorska natura z łatwością weszła w buty dość osobliwej postaci. Jest bezdyskusyjnie autentyczny i można w tej manierze prezentowanej dostrzec uniwersalne charakterystyczne cechy gry, obecnie już weterana. Tak, chcę napisać, że Dustin Hoffman grający autystyka to Hoffman niewiele różniący się od Hoffmana grającego przykładowo prawnika z Uśpionych - nota bene też w reżyserii Barry'ego Levinsona. Partnerujący mu, ówcześnie jeszcze młodzieniaszek Tom Cruise także daje radę i z tą budowaną na potrzeby postaci (a może naturalną, nie znam przecież człowieka osobiście, a tylko wyłącznie przez pryzmat ról i komentowanych przez bulwarówki odjazdów w sektę scjentologiczną) nerwicą i nadpobudliwością jest bardzo przekonujący. Jako poddany presji drobny biznesmen i sfrustrowany obrotem spraw syn, rozczarowany przerzuceniem majątku na psychicznie upośledzonego brata "świeżaka", zmaga się sam ze sobą i dziwactwami braciszka. Robi to w jasnym celu przejęcia kasy, lecz bez precyzyjnie przygotowanego planu, raczej miotając się w improwizacyjnym amoku. Ten Young Urban Professional, pieszczotliwie nazywany kiedyś yuppie (dla pokolenia smartfonów wyjaśnienie, leciwe bo z lat 80-tych określenie młodego wilczka biznesu :)) odkrywając głębie ułomności brata, motywację najbliższych i jednocześnie przeżywając sromotną klęskę w prowadzonym interesie staje się bardziej świadomy własnych wad. Podróż z konieczności staje się szansą zbudowanie trudnej ale emocjonalnie pięknej relacji. W przedostatniej dekadzie XX wieku, kiedy na listach popularności królowały przede wszystkim rozrywkowe produkcję, ten dojrzały lecz nie nadęty obraz był czymś wyjątkowym i zasłużył sobie na miejsce wśród klasyków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz