Dużo i w pozytywnym tonie o Slow West tuż po
premierze było pisane. Chociaż obraz okazałej promocji nie posiadał to jednym
gorącym nazwiskiem skutecznie się wypromował, a całokształtem jak się okazuje
obronił. Bo to western z rozchwytywanym Fassbenderem w jednej z głównych ról
oraz w pewnym sensie z niekonwencjonalnym zacięciem. I tu na myśl przychodzi
tytuł sprzed dwóch dwóch lat, a którego twórcą, świetnie w roli reżysera się
odnajdujący Tommy Lee Jones. The Homesman zdaje się być idealnym materiałem
porównawczym dla Slow West i być może dla niego wzorem. Od strony realizacyjnej
są one bliźniacze i mam tutaj na myśli nieśpieszną narrację wraz z
przywiązaniem do plastycznej oprawy. I nawet jeżeli film Johna Macleana nie sięga
poziomu jakim Tommy Lee Jones oczarował, to jako ambitne kino z przenikliwą
treścią i warsztatową perfekcją przynosi intelektualną i wizualną przyjemność. W
bezwzględnym świecie młodzieńczy poryw serca idealistyczną naiwność z ludzkim
cynizmem i całkowitym brakiem szacunku dla życia zderza. Żądza pieniądza
dyktuje warunki, a przemoc jej narzędziem – selekcja naturalna żniwo zbiera,
silniejszy zwycięża, a ludzka egzystencja do fizycznego przetrwania
ograniczona. Trup się ściele gęsto, a końcowe przesłanie nadzieję daje, bo życie to coś więcej niźli wyłącznie przetrwanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz