Denis Villeneuve po cichu, bez większego rozgłosu
(choć w Wenecji Arrival zaistniał) swą najnowszą produkcję na ekrany kin wprowadził i
udowodnił, że nie potrzeba rozmachu realizacyjnego, by wspaniały obraz
science fiction nakręcić. Tak po prawdzie to sam gatunek filmowy został wykorzystany
instrumentalnie, wątek "kosmitów" jako pretekst, aby złożone wnioskowanie
przeprowadzić i wartościowe przesłanie przekazać. Zatem pusta widowiskowość tak
często goszcząca w formule fantastyki naukowej, byłaby co oczywiste nie na
miejscu, gdy o ważkich kwestiach się rozprawia i do wymagającego intelektu
widza chce się dotrzeć. Temat filmu jest zaskakujący, a konstatacje gorzkie.
Język jakim się posługujemy oferuje nam ogromne bogactwo opisu wszelkich
procesów, jakie w naszym życiu bezustannie zachodzą. Nieograniczone możliwości
wiążą się także z mnogością interpretacji konstruowanych stwierdzeń i budują w
każdym z nas schematy odczytywania i formułowania treści. Pewnego rodzaju
wytrychy, skróty myślowe, szablony ułatwiające i utrudniające jednocześnie możliwości
porozumienia. Jest także paradoksalnie wewnętrznym więzieniem w jakim sami często
nieświadomie się zamykamy, redukując nasze zdolności komunikacji do minimum.
I nie mam tutaj na myśli wyłącznie ograniczeń w zasobie słownictwa, ale przede
wszystkim sposobu spostrzegania tej „broni”, „narzędzia”. Poznaj język partnera
interakcji, a zrozumiesz metodykę jego widzenia rzeczywistości – zarówno w
wymiarze makro jak i mikro. To ciekawe spojrzenie na kwestię istoty języka,
wymiaru czasu, jego początku i końca oraz funkcjonowania w pętli implikuje sporo
pytań i zmusza do drobiazgowego rozbierania tej teorii na czynniki pierwsze.
Może te teoretyczne wizje nie do końca jasne i przejrzyste, zapewne posiadające
pewne luki logiczne, ale mające w tym konkretnym przypadku bezpośrednie
przełożenie na praktyczne funkcjonowanie człowieka oraz uzasadniane są przekonująco barwnie i uczuciowo emocjonująco. Przyznaję, że nie
przypominam sobie bym kiedykolwiek po seansie w stylistyce sci-fi czuł się tak
ogromnie poruszony. A tym razem oglądając finałowe sceny moje oczy się zaszkliły
i poczułem, że jest to ważny moment w kształtowaniu osobistego oglądu
rzeczywistości, a umieszczenie w kontekście wydarzeń wątku rodzinnego, kwestii
straty dziecka dodatkowo poruszyła instynkty ojcowskie. Wysłannicy obcej
cywilizacji, którzy zagubionym i skłóconym mieszkańcom ziemi oferują „nowy
początek”, świeże spojrzenie na rolę języka, to zabieg tak intrygujący
intelektualnie jak równie wzruszający emocjonalnie. To przecież fundamentalne
pytanie – jak mamy porozumieć się z istotami z kosmosu skoro tak trudno
nam dogadać się między sobą w zakresie jednego tylko gatunku, czasem jednej rodziny? To smutne, że
wiemy do czego prowadzi niezrozumienie i jak kończą się kolizje na tej linii,
innymi słowy znamy przyszłość i rozumiemy konsekwencje, ale godzimy się tymi
kosztami. Zakładam, iż potrzebne przewartościowanie i nowe otwarcie inaczej upadek mamy zagwarantowany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz