Oj zastanawiałem się chwilę, i nie czy przyznawać się
do kontaktów z tego rodzaju twórczością, bo to żaden wstyd, że horyzonty
zwolennikowi gitarowej muzyki się poszerzyły i od czasu do czasu wrzuci do
odsłuchu granie bez riffu. :) Bardziej mam na myśli, że rozważałem ogólnie czy
próbować napisać coś z perspektywy laika o muzyce, czy gatunku, który mnie niemal
zupełnie nieznany. Ja w ogóle i w szczególe to nie wiem nawet jak Woodkida osadzić gatunkowo,
a jedyne skojarzenia, jakie mi przychodzą oscylują wokół bandów w rodzaju Alt
J, czy Of Monster and Men. Zatem napiszę, bo się cholera finalnie jak
widać na to porwałem, ale tylko w okrojonym do odczuć duchowych stylu, że mnie
człowiekowi z zupełnie innej dźwiękowej bajki podoba się to rytmiczne nadmuchiwanie patosu. Rozbuchane orkiestracje, cały show i koncept wizualny wokół kompozycji realizowany - tak, widziałem obrazki z koncertów i clipy. Bardzo ilustracyjne korzystanie z możliwości
całego szeregu elektronicznych zabawek, we współistnieniu z mocą instrumentów
perkusyjnych, dęciaków i pianina/fortepianu, cholera wie, może to wszystko leci
z syntezatora? I nawet jeśli czuję podskórnie, że to tylko i wyłącznie moje incydentalne wycieczki w te rejony, to jak tylko jakieś wieści o kolejnych
wydawnictwach Woodkida i jego krewniaków się pojawią będę je sprawdzał. Kiedy
nastrój będzie odpowiedni, za oknem szarości i mrok, a gitarowej ekwilibrystyki
przejedzenie nastąpi. By sobie reset zrobić, umożliwić jeszcze pełniejsze
zrozumienie, że nie ma uprzywilejowanych gatunków, które są obiektywnie dobre i
kropka. Wokół nas tyle w muzyce obfitości, owoców wartościowych mniej lub
bardziej, znajdujących większą bądź mniejszą ilość zwolenników, obdarowujących swymi walorami smakowymi tych, którzy na określone muzyczne bodźce są wrażliwi. Gdyby dzień
trwał znacznie dłużej niż 24 godziny, a czas przeznaczony na korzystanie z
dobrodziejstwa kulturalnego nie ograniczał się niemal wyłącznie do tych chwil
po pracy, to jestem przekonany, że wiedziałbym więcej, rozumiał więcej i czuł
więcej. Może i na Jazz Jamboree lub na Warszawskiej Jesieni bym zagościł. Kto
wie, może kiedyś porwę się na tak brawurowy ruch i będę w końcu elitarny. ;)
P.S. Pisałem chyba na początku, że jak się nie znam,
a na siłę chcę do strony przypiąć kolejny materiał, to płynę w ogólniki, jakieś nie do końca kontrolowane dygresje i prywatne ambitne fantazje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz