Listę przeobrażeń jakie na najnowszym wypieku
Australijczyków dostrzegłem, rozpocznę i zakończę na niczym. :) Co mogło się w
preferowanym przez nich stylu zmienić i jakich od nich zmian fani oczekiwali to
przecież to samo. Mianowicie nikt z tych co ich działalność od debiutu śledzą, nie spodziewał się istotnych wolt, bo co ponad zwiększeniem/zmniejszeniem prędkości,
bądź ograniczeniem/podkręceniem mocy i ewentualnie zaaplikowaniem/usunięciem w
mniejszym lub większym stopniu chwytliwości, mogli w tego rodzaju grzaniu
zaproponować. To jednocześnie wdzięczny i niewdzięczny kawałek rockowego
poletka, bo jakąś tam sympatię niemal każdego zwolennika gitarowej gry można
szybko zdobyć na hejterów jad się nie narażając, bo każdy rockman, ten nawet
poszukujący od czasu do czasu potrzebuje zwyczajnej hedonistycznej przyjemności
i nie chce chyba być utożsamiany z mężczyzną, bez typowo męskich potrzeb. Ale i przez wzgląd na wąskie ramy estetyki nic ponad umiarkowany szacunek
utrzymać nie są w stanie, zaintrygować czy zaskoczyć absolutnie – taki
scenariusz nie wchodzi w grę. Dostarczają więc na kolejnych albumach kawał
drapieżnego i chwytliwego rocka z inklinacjami po części „hejwi” punkowymi i
bluesowymi - skierowanego do wszystkich i do nikogo. Krótko i na temat, czyli
energetycznie, dynamicznie z pazurem, werwą, przebojowo i ssssoczyście. Aby
uwolnić w fanach czystą i nieskrępowaną radość z obcowania z bezpretensjonalną
porcją dźwięków angażujących ruchowo, nie intelektualnie. Piszę tak z własnej
perspektywy, bo sam uwielbiam posłuchać ich w aucie, ale w domu już rzadziej,
chyba że nikt nie patrzy, a ja swobodnie mogę sobie na powietrznej gitarze
powymiatać i nie mam akurat intrygującej nowości do rozgryzienia. Według tej
filozofii przyjąłem Breakin' Outta Hell i goszczę sobie wrzask Joela O’Keeffe przy ogłuszającym akompaniamencie jednowymiarowej pracy pałkera, gitarowego
jazgotu ubarwianego przewidywalnymi solówkami i schowanego głęboko pod
powyższymi basu. Nie oczekuję filozoficznych rozważań i zadowalam się
spostrzeżeniami stereotypowo widzianego samca, bo to co robią
„it’s all for rock'n’roll”, a ja doceniam takie poświęcenia. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz