Stało się! Z The Answer powietrze zeszło, a
przynajmniej stopień jego sprężenia jest już zdecydowanie niższy. Zaplątali się
goście w wątpliwej jakości zmiany stylistyczne, a ja pamiętam i teraz nieco żałuję, że przy okazji
poprzednich krążków, będąc mimo wszystko bardzo zadowolonym z jakości domagałem
się ruchów modyfikacyjnych. Tyle że nie przypuszczałem, iż jeśli nawet
umiarkowanej wolty dokonają, to ona tak bezbarwny efekt będzie miała. Żałuję, że
potęga bezpośredniego, soczystego riffu, została zastąpiona poszukiwaniami w
obrębie stonowanego aranżu, budowanego niestety na fundamencie nijakich
brzmień. Czuć to szczególnie, gdy poprzedni krążek z Solas się skonfrontuje.
Kiedy ten manewr uczyniłem wyraźnie niewesołe wnioski mi się nasunęły. Nie chcę teraz gdybać, gdzie ten kurs The Answer w przyszłości zaprowadzi, czy to tylko
jednorazowa ucieczka od prezentowanego dotychczas oblicza, czy pierwszy
zwiastun nowej jakości w ich twórczości. Mam nadzieję, że nie pójdą w ślady
szwedzkiego Mustasch, którego albumy od kilku lat przynoszą mi rozczarowanie,
gdy równocześnie pierwsze cztery wydawnictwa z dumą stawiam u szczytu osiągnięć całego
gatunku. Wiem tylko tyle, że Solas mnie nudzi i nawet, gdy przez chwilę z
sukcesem odnalazłem w nim kilka zalet, to uświadomiłem też sobie, iż zrobiłem
to na siłę, by desperacko próbować zmniejszyć odczucie zawodu. Podoba
mi się poniekąd ten blues i stoner w Beign Begotten, klasyczny klawisz
zmieniający w połowie miałki charakter Tunnel i pomysł na „Led Answer” w
numerze tytułowym, ale jednocześnie straszliwie żenuje mnie tak prostacko
piosenkowy Untrue Colour, Real Life Dreamers z irytującym popiskiwaniem na wzór
Dolly Parton jakiejś bliżej niezidentyfikowanej niewiasty, czy rockiem dla
nastolatków spod znaku tych wszystkich klonów Nickelback i 3 Doors Down lub strasznie lichym folkiem.
Na dzisiaj spore rozczarowanie bez perspektywy na zmianę w postrzeganiu – mówi się trudno, odrzuca album w kąt i czeka na kolejny ruch Irlandczyków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz