sobota, 5 listopada 2016

I Saw the Light (2015) - Marc Abraham




Jako miłośnik gatunku zaczynam się martwić, bo im więcej biografii filmowym na ekranach, tym mocniej one zaczynają się do siebie nawzajem upodabniać. Jasne, że nie mam w tym miejscu na myśli losów ich bohaterów, choć szybka kariera i długie pikowanie w kierunku tragedii jest w nich dość symptomatyczne, ale ja tutaj o samej formule opowiadania o życiu ikon chciałem. Jest trend w kinematografii szczególnie hollywoodzkiej zauważalny, że masówka rynek zalewa, a historia życia Hanka Williamsa w tej konkretnej interpretacji jest tej tendencji żywym dowodem. Nic jej nie wyróżnia spośród licznej reprezentacji, nawet stylizowane na archiwalne, czarno-białe komentarze pojawiające się cyklicznie nie przynoszą efektu urozmaicenia. Bez przekonania i pomysłu – bez ikry i charyzmy. Można by napisać złośliwie, że Marc Abraham sprawnie wtopił się w tą całą konwencje country/folk (zapewne fan, więc czuje ten klimat), kręcąc obraz z emocjami powierzchownymi. Niby poprawnie, ale to za mało by z jakimkolwiek entuzjazmem, nawet umiarkowanym o seansie opowiadać, więc i nawet nie chce mi się chwalić wysiłku Hiddlestona włożonego w markowanie południowego akcentu. :) W ogólności i w szczególe szkoda szansy na rezultat choćby zbliżony do Walk the Line, bo abstrahując od przynależności gatunkowej twórczości Hanka Williamsa, jego krótkie życie charakteryzowało się równie obfitym dramatyzmem co mrocznego kolegi po fachu i mogło stanowić wdzięczną bazę dla wartościowego filmowego dramatu.

P.S. Przydałby się prędko znaczący wyłom w tej biograficznej formule – z niecierpliwością będę go oczekiwał. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj